Poranne godziny są w ruchu pasażerskim pociągów zawsze newralgiczne, kolejki przeładowane są wówczas pasażerami zdążającymi do szkoły i pracy. Tak też było, w tym tragicznym dniu .Wstępne dywagacje i opinie Ciekawe jest to, że w pierwszych relacjach prasowych, opisujących to tragiczne zdarzenie winą za to co się stało ,obarczano motorniczego Franciszka Wąsikowskiego, w późniejszych opisach opinie co do jego winy były bardzo stonowane. Odniosłam wrażenie, że znawcy problemu nawet go bronili i w sumie powód katastrofy nie został jasno zdefiniowany. Są tacy, którzy po latach twierdzą, że nad powodem tego co się stało została zasnuta mgła tajemnicy. Tym bardziej, że całkiem niedawno, czyli przed 6 listopada 1936 r., na kolejce wydarzyła się podobna katastrofa, która mogła świadczyć np. o bardzo dużych zaniedbaniach dotyczących sygnalizacji, taboru i wykorzystywaniu motorniczych w sposób niezgodny z przepisami, czyli braku norm godzin pracy. Mnie zdumiało to, że motorniczy Wąsikowski prowadząc feralny pociąg, był po 12godzinnejpracy i do tego na nocnej zmianie
Okoliczności katastrofy
O godzinie 6.43 wyruszył z Grodziska pociąg linii E.K.D. Składający się z trzech wagonów. Pasażeramibyli głównie uczniowie warszawskich szkół iurzędnicy jadący do pracy. Na skrzyżowaniu żelaznych dróg, przed Szczęśliwicami semafor czerwonym światłem oznajmił, że droga jest zamknięta i motorniczy zatrzymał kolejkę, aby przepuścić pociąg jadący do Okęcia. Zbliżała się godzina 7.24, apociąg ten nie nadjeżdżał. Tymczasem z Milanówka wyruszył pospieszny pociąg elektryczny, składający się z też z trzech wagonów i wypełniony również głównie uczniami i urzędnikami jadącymi do Warszawy. Pociągiem tym kierował 34 letni motorniczy Franciszek Wąsikowski. Na czwartym kilometrze przed Szczęśliwicami semafor migającym światłem oznajmił ,że kolejka z Grodziska nie minęła skrzyżowania i nadal oczekuje na przejazd pociągu jadącego do Okęcia. I tu ciekawostka, bo jakiego koloru światłem migał tensemafor nigdy tak do końca nie ustalono. Ale o tym później. Motorniczy Wąsikowski nie zatrzymał pociągu, którym kierował, nie zwolnił szybkości jazdy i dalej jechał z prędkością 70 km/h. Dzień był mglisty, tory bardzo śliskie co powodowało, że droga hamowania była wydłużona, a widoczność zła. Według zasad, motorniczy Wąsikowski powinien zatrzymać pociąg przed semaforem, odczekać dwie minuty i jechać dalej bardzo ostrożnie. Dlaczego tak się nie stało ikolejka minęła semafor z dużą prędkością? Każdego, kto analizuje powody tej katastrofy, wprawi tow zdumienie. Coś musiało nastąpić, o czym raczej nigdysię nie dowiemy. Motorniczy nagle zobaczył przed sobą stojące na tym samym torze wagony, użył hamulców pneumatycznych, ale było za późno. Co ciekawe! Obok maszynisty stał pasażer inż. Aleksander Iwiński, który widząc co się za chwilę może stać, chwycił zahamulec ręczny i użył go. Niestety pociąg sunął dalej, jak już wspomniałam, droga hamowania była tego dnia długa. Pociąg z Milanówka wpadł z dużą prędkością na stojący, oczekujący na skrzyżowaniu pociąg z Grodziska. Siła zderzenia była bardzo duża, przedni wagon pociągu milanowskiego wbił się wtylny wagon pociągu grodziskiego i spiętrzył się z nim do wysokości przewodów elektrycznych. Platformy obu wagonów złożyły się jak harmonijki, popękały okucia żelazne i osie w sąsiednich wagonach.
Akcja ratunkowa
W obu pociągach wybuchła panika, lżej ranni pasażerowie usiłowali wydostać się z wagonów, wszędzie było słychać jęki rannych. Grozy sytuacja dawało to, że pociągi stały w szczerym polu, ado najbliższych zabudowań było pół kilometra. W budce strażnika na skrzyżowaniu był na szczęście telefon, zawiadomiono pogotowie ratunkowe, ale samochody pogotowia nie mogły dojechać do miejsca zderzenia. Pasażerowie usiłowali wydobyć spod wagonów ciężko rannych. Jakiś pasażer leżał pod wagonem na nieprzytomnym chłopcu, obaj zakleszczeni w powyginanych metalowych belkach. Mężczyźni pomagali podnieść te belki i wydobyć rannych, ale nie udało się. Oczekiwano na pomoc, która długo nie nadchodziłaAkcja ratunkowa rozpoczęła się dopiero po godzinie, uruchomiono wagon z kolejki grodziskiej i do niego noszono rannych. Zawiadomiono też pogotowie techniczne tramwajów miejskich, pracownicy pospieszyli z pomocą. Pogotowie Ratunkowe, wobec braku dojazdu, nie mogło przybyć na miejsce katastrofy. Wysłano trzy karetki, które oczekiwały na dowóz rannych u zbiegu ulic Lindleya i Nowogrodzkiej. Tu właśnie dojechał wagon motorowy pociągu grodziskiego. Był wypełniony rannymi uczniami i innymi pasażerami, po pewnym czasie zaczęły dojeżdżać też wagony uruchomione z Warszawy i Komorowa. W czasie transportowania rannych w wagoniez marł 16-letni uczeń Stefan Płóciennik z Podkowy Leśnej. Świadkowie zderzenia pociągów opisując miejsce katastrofy opowiadali później, że wokół zmiażdżonych wagonów porozrzucane były czapki uczniowskie, zeszyty, poniewierał się podarty atlas geograficzny, co nadawało temu miejscu jeszcze większej grozy, bo świadczyło niezbicie o tym, że w większości poszkodowanych to młodzi ludzie, uczniowie.
Relacje świadków
O niezwykłej sile zderzenia świadczy opowiadanie starszego posterunkowego Nr. 603 z XXIII komisariatu. W momencie katastrofy posterunkowy stał obok torów kolejki elektrycznej. Oto jego relacja–Zderzenie nastąpiło zupełnie niespodziewanie. Pociąg z Milanówka nadjechał nagle. Stojąc tuż obok, nieomalże kilka kroków od torów odczułem wprost jego kolosalny pęd, odczułem niesłychaną siłę, z jaką uderzył w stojący pociąg grodziski. Włosy dosłownie zjeżyły mi się na głowie. Niczym błyskawica przemknęła mi przez głowę myśl–Jak straszliwe skutki pociągnie za sobą katastrofa. cdn
Napisz komentarz
Komentarze