Kolej Warszawsko-Wiedeńska to nie tylko historia przemysłu i nowoczesności. Wzdłuż jej torów narodziły się również legendy, tajemnicze opowieści i duchy. Od tragicznych historii miłosnych, przez tajemnicze domy, po dramatyczne katastrofy pogodowe – ta linia żelazna ma swoje drugie, mniej znane oblicze.
Zosia z Jordanowic
.jpg)
W urokliwym pałacyku nieopodal dworca w Jordanowicach mieszkała niegdyś rodzina zawiadowcy stacji. Ich córka Zosia zakochała się, ale rodzina nie zaakceptowała wybranka. Zrozpaczona dziewczyna odebrała sobie życie. Legenda głosi, że jej duch do dziś spaceruje parkowymi alejami.
W 1846 r. w Jordanowicach (Grodzisk) pobudowano urokliwy budynek z wieżyczką, który w pobliżu dworca miał pełnić rolę hotelu z restauracją i salą balową. Budowę budynku przy torach zlecił właściciel okolic Ewaryst Mokronoski (Mokronowski), a zaprojektowany został przez architekta Teofila Schillera, ucznia Henryka Marconiego. Na przełomie wieku XIX i XX pomieszczenia pałacyku zamieniono na mieszkania. Po wojnie umieszczono tu szpital zakaźny, była tu też przychodnia lekarska. W tym właśnie urokliwym pałacyku mieszkała rodzina zawiadowcy stacji. Młoda dziewczyna o imieniu Zosia zakochała się w pewnym młodzieńcu i pragnęła być jego żoną. Rodzina uznała, że kandydat na męża Zosi jest nieodpowiednim dla niej partnerem i ślub się nie odbył. Wówczas Zosia wypiła truciznę. Legenda opowiada, że rodzina zakopała nieszczęsną samobójczynię w pobliskim parku. Od tego czasu można spotkać ducha dziewczyny, jak spaceruje parkowymi alejami, lub można zobaczyć jej zwiewną postać na tle murów Willi Foksal.
Izabella z Grodziska
Grodzisk Mazowiecki ma jeszcze jednego ducha – jest nim Izabella, żona Andrzeja Mokronoskiego, siostra króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Można ją spotkać lub usłyszeć w parku lub dworku Mokronoskich. Może dama ta nadzoruje urokliwy dworek, w którym dziś mieści się szkoła muzyczna? Duchy są na ogół przyjazne artystom, z tego prosty wniosek, że nie ma się czego bać. Choć kto wie, bo jeśli Izabelli, która za życia wspierała finansowo artystów, nie spodoba się linia melodyczna granego właśnie utworu, może w nerwach zrzucić coś z hukiem. Duch Izabelli, jeszcze przed budową linii kolejowej pojawiał się w dworku w Jordanowicach.
.jpg)
Willa Strachów w Milanówku
Na trasie kolei wiedeńskiej w Milanówku, tuż przy torach, stał dom nazywany niegdyś przez mieszkańców „willa strachów”. Od dawna, jak pisze tygodnik „Kronika Powiatu Błońskiego” w 1936 r., mimo że ciekawy architektonicznie, dom był niezamieszkały. Właściciel miał duże kłopoty z jego sprzedażą. W tym przypadku nie jest pewne, kto i dlaczego tam straszył. Słyszano dziwne krzyki, zwielokrotniane przez echo pustych ścian, widziano nagle zapalające się światła, pomimo że w środku budynku nie było nikogo. Nawet drzewa w ogrodzie, w co nie za bardzo wierzę, wydawały się upiorne nocą. Nie wiem czy ten dom do dziś stoi, ale legenda o nim pozostała. Opisałam tu tylko niewielki odcinek tej niezwykłej niegdyś kolei, a przecież to nie koniec opowieści o duchach kolejowych, są jeszcze te, które podróżnym pojawiały się w pociągach, ale o nich opowiem innym razem.
Burza z 1879 roku
Dnia 4 (16) czerwca 1879 roku w warszawskiej redakcji Kurjera Warszawskiego był złożony cały numer gazety i gotowy do oddania na prasę, gdy przyszedł telegram ze stacji Poraj kolei żelaznej informujący o tragicznej katastrofie spowodowanej krótkotrwałą, bo 20-minutową burzą, która miała miejsce w południe. Przystąpiono do opisywania szczegółów: „onegdaj około godziny pierwszej w południe przy wyjściu pociągu pośpiesznego nr 12 z Łaz zaczęła się burza. Skutkiem tej nawałnicy na przestrzeni od Zawiercia do połowy dystansu Poraj, nastąpiło, jak mówią, oberwanie się chmury. Ulewa była tak gwałtowna, że w południowej godzinie zrobiło się zupełnie ciemno. Silne potoki wód z pochyłości przepełniły stawy nieopodal plantu kolei żelaznej, a wkrótce cała masa wody ze wzrastającym impetem uderzyła na plant kolei na przestrzeni Zawiercie-Myszków. Pociąg pośpieszny ze znaczną liczbą podróżnych tylko cudem ocalał od strasznej katastrofy. Gdy pociąg ten wyszedł z Zawiercia, zaskoczony w drodze przez nawałnicę, przeszedł pomyślnie przez dwa mosty i dopiero, zbliżając się po plancie już wodą zalanym, do trzeciego mostu, maszynista prowadzący pociąg, spostrzegł, że most zrujnowany. Na szczęście zdołał przed mostem wstrzymać pociąg”. Maszynista chciał cofnąć pociąg do Zawiercia, lecz ostrzeżony przez dróżników wieścią, że dwa mosty, przez które przed chwilą przejechał, już są zniesione wodą, musiał wstrzymać pociąg. Burza trwała 20 minut i poczyniła ogromne szkody. Pięć mostów i znacznej długości nasyp ziemny w gruzach. Stacja Myszków zalana. Nad przepaściami zwisały szyny z pokładami. O północy zrobiono z desek chodniki wiszące na szynach i przeprowadzano pasażerów do Myszkowa. Droga była ciężka, bo przez błota i wyrwy w drodze. Kto z pasażerów nie mógł doczekać się pomocy i sam usiłował wydostać się z pociągu, narażał się na utonięcie.
Kolej Warszawsko-Wiedeńska to nie tylko infrastruktura i rozwój gospodarczy. To także zbiorowa pamięć, emocje i opowieści, które wciąż żyją w lokalnych legendach. Może duchy kolei są bardziej realne, niż myślimy?

Napisz komentarz
Komentarze