Reklama

Ci co przeszli przez Dulag 121

Ciąg dalszy historii Dulag 121 (skrót od niemieckiego Durchgangslager 121)
Ci co przeszli przez Dulag 121
1. Witolda Teofila Skonieczna

Autor: Fot: z albumu Grażyny Sierańskiej

Źródło: Fot. z albumu Grażyny Sierańskiej

Patrzę na zdjęcie młodej, pięknej dziewczyny o imieniu Witolda, które dostałam w maju 2022 r. od jej córki pani Grażyny Sierańskiej. Trwają moje poszukiwania rodzin, które w czasie powstania warszawskiego zostały w Warszawie i od początku sierpnia 1944 r., wraz z ludnością cywilną, były wyprowadzane przez Niemców do obozu przejściowego w Pruszkowie. Obozu zwanego w skrócie „Dulag 121”, od niemieckiego Durchgangslager 121. Zwróciłam się do pani Grażyny z prośba o informacje o jej rodzinie, gdyż kiedyś w rozmowie wspomniała o tym, że jej rodzina też przeszła przez obóz w Pruszkowie, tak jak moja. Wróciłam do tych wspomnień w maju 2022 r. i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, a potem, w miarę opowieści, wzruszeniu, usłyszałam historię dziewczyny o niebywałej odwadze i harcie ducha.

Historia jak z filmu

Witoldę poznałam w latach 80., była wówczas babcią koleżanek mojego syna Madzi i Kasi. Była energiczną, gościnną, pełną humoru starszą panią, już dobrze po siedemdziesiątce. Nie wiedziałam, że kiedyś w swoim życiu przeszła „drogę śmierci” i była uczestniczką tego, o czym po wojnie pisała Zofia Nałkowska w „Medalionach” i tego co widzieliśmy na ekranie w filmie Wandy Jakubowskiej „Ostatni etap” z 1947 r. Gdyby nie dokumenty, trudno by było w tę historię uwierzyć. Można by powiedzieć – niemożliwe, żeby człowiek tyle zniósł. Jak to jest możliwe, żeby „człowiek człowiekowi zgotował ten los” i z taką zaciętością niszczył w innym jego człowieczeństwo. Piszę o tym dlatego, że pamiętam swoje emocje, gdy czytałam książkę Seweryny Szmaglewskiej „Zapowiada się piękny dzień” i przeżywałam losy bohaterki książki o imieniu Anna. Nie wiedząc, że siedzę właśnie z taką Anną przy stole w Piasecznie, żartując i popijając herbatę. Ona, Witolda nazywana przez bliskich Wicią, nie lubiła wspomnień. Tylko Grażyna, jej córka, znała każdy szczegół jej wojennych przeżyć. Witolda, tak jak Anna w powieści nie była bohaterką, to zwykła dziewczyna z warszawskiej starówki. I moim zdaniem to ma właśnie dlatego tak bardzo głęboką wymowę. Stanisław Sapało w „Tygodniku Demokratycznym” nr 3/1961 napisał o książce Szmaglewskiej: „Każdą, taką relację, każde wspomnienie, każdy okruch beletrystyczny oparty na przeżyciach oświęcimskich, czytać trzeba z pietyzmem. Może jesteśmy zbyt wymagający wobec tych raportów z obozu śmierci. Nasz stosunek do nich jest może zbyt nonszalancki. Zapominamy, iż relacje te są nie tylko literaturą, iż poprzedziło je straszliwe, jedyne w swoim rodzaju przeżycie”. Jakże to dziś jest aktualne!

Witolda Teofila Skonieczna 

Urodziła się w 1914 roku, miała mieć na imię Wiktoria, ale urzędnikowi rejestrującemu dziecko nie spodobało się to imię. Było zbyt bohaterskie, jego zdaniem mieszkance Warszawy, będącej pod batem cara, nie wolno było mieć na imię Wiktoria. Wpisał: Witolda Teofila Skonieczna. Rodzina Witoldy składała się z Marianny i Józefa (rodzice) oraz czworga dzieci Witoldy, Marii, Bronka i Zenia. Jednym z miłych wspomnień Witoldy z czasów przedwojennych była uroda warszawskiego Starego Miasta. Wspominała przekupniów żydowskich, noszących na paskach zawieszonych na szyi tace z mandarynkami i ich nawoływania, zachęcające lokatorów kamieniczek do kupna owoców:

Mandarynki sprzedaję, mandarynki sprzedaję, kupcie mandarynki! – I to echo niosące głos przekupnia po staromiejskich uliczkach.

Najlepsze pieczywo było w piekarni u Fridmanów. O tym Wicia lubiła opowiadać. Mieszkali na ul. Mostowej 18 m. 30. Gdy zaczęło się powstanie warszawskie, kamienica została zbombardowana i jej mieszkańcy przenieśli się do piwnic.

Bronisław Skonieczny pseudonim „Chińczyk”

Bronisław, rocznik 1922 był w Kedywie Komendy Głównej Armii Krajowej, kompania "Pegaz", od lata 1944 r. – batalion "Parasol" 1. kompania. Przeszedł szlak bojowy od Woli, potem Stare Miasto, kanałami do Śródmieścia i na Górny Czerniaków. Postrzelony w nogę zmarł w szpitalu we Mszczonowie, gdzie został wywieziony wraz z innymi rannymi. Niestety po amputacji nogi wdała się gangrena i Bronuś zmarł 10 grudnia 1944 r. Pochowany w Jazgarzewie, ekshumowany i przeniesiony na powązkowski cmentarz wojskowy do kwatery „Parasola”.

Zenon Skonieczny  fot: z albumu Grażyny Sierańskiej

Piwnica na Starym Mieście

Dom przy ul. Mostowej został zbombardowany. Ci co przeżyli zamieszkali w piwnicach. Usiłowali dalej przeżyć. Wicia składała pomysłowo cegły, robiła z nich prowizoryczną kuchnię i gotowała na niej zupę z tego, co się udało znaleźć. Kilkunastoletni Zenio biegał do Dominikanów z kubełkami po wino. Na ul. Zakroczymskiej Wicia wymieniała mąkę na chleb, którą skądś przynosił Bronuś. Mieszkanie w piwnicy było gehenną. Z palących się domów unosił się gryzący dym. Gdy dymu było dużo, mieli przygotowane mokre szmaty, nakładali je sobie na twarz, żeby się nie zakrztusić.

Ulica Mostowa w Warszawie, okres międzywojenny 

Marsz do obozu w Pruszkowie

We wrześniu wygarnięto ich z piwnic i piechotą zaprowadzono do Pruszkowa. Rodzinę Skoniecznych rozdzielono już na samym początku. Rodzice pojechali na roboty do Niemiec. Zenio do Austrii do kamieniołomów. Wicia została w czasie selekcji zakwalifikowana do grupy kobiet, niektóre były z dziećmi. To był dla niej szok, bo bała się o rodziców i Zenia. Do tego w czasie bombardowania starówki, nieopodal ich piwnicy padł pocisk nazywany „szafą”, a wstrząs był tak duży, że wrzątek z cegieł wylał się Wici na nogę. Powstała niegojąca się rana. Nie miała czym owinąć nogi. Rodzina Skoniecznych nie miała bagażu, bo wszystko co mieli zniknęło pod gruzami ich domu. Dziewczyna miała tylko sweter, a noce robiły się coraz zimniejsze, nie miała nawet pończoch. Sweter miał długie rękawy, ucięła je trochę i zrobiła sobie skarpetki, zasłoniła nieco ranę na nodze. Obóz w Pruszkowie pamiętała jako jeden wielki koszmar.

Kobiety i dzieci załadowano do wagonów bydlęcych 4 września. Pociąg, bez przystanków na stacjach, dotarł do obozu w Oświęcimiu. Tu była następna selekcja i koszmarne sceny rozdzielania matek i dzieci. Kobiety umieszczono w barakach z piętrowymi pryczami. Była świadkiem mordowania noworodka. Niemki topiły nowo narodzone dzieci w kubłach z wodą. 18 września transport kobiet wyruszył do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, gdzie zagoniono wyczerpanie i głodne kobiety do prac w polu. 4 października wywieziono kobiety do obozu Buchenwald i tu otrzymała trzeci z kolei nr obozowy, tym razem 35400. Zatrudniono je w fabryce amunicji, gdzie trzeba było montować granaty. Na początku kwietnia obóz został częściowo zbombardowany i te kobiety, które mogły iść piechotą gnano w nieznane. To był marsz śmieci i wiele osób wtedy zginęło. Wyzwolono je dopiero 9 maja. Witoldą zajęły się Czeszki z Czerwonego Krzyża. Do Warszawy wróciła 2 czerwca 1945 r.

Zastanawiam się do jakich granic można niszczyć w człowieku człowieczeństwo, to tak ku przestrodze. 

Podziękowania dla pani Grażyny Sierańskiej za opowieść, zdjęcia i dokumenty.

Czytaj także: Dulag 121

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się w powiecie piaseczyńskim.
Najciekawsze wiadomości z przegladregionalny.pl znajdziesz w Google News!
 
Reklama
Reklama