Reklama

Willa „Waleria”, Morozowiczowie, czyli o tym skąd się brały wielkie fortuny.

Cudowny krem likwidujący zmarszczki, komik prowadzący fabryczkę kosmetyków i Milanówek z początku wieku XX.
Willa „Waleria”, Morozowiczowie, czyli o tym skąd się brały wielkie fortuny.
1. Fotografia Rufina Morozowicza. Zakład Fotograficzny Malarski i Tavrell Warszawa

Autor: 1. Polona

Źródło: 1. Polona

Zaciekawiona notatką prasową i zdjęciami Beaty Pawłowicz, dotyczącą odbudowy willi „Waleria” w Milanówku, odszukałam artykuły, wywiady i opowieści o rodzinie Rufina i Walerii Morozowiczów, którzy tę willę w 1910 r. pobudowali. Temat jest niezwykle ciekawy, bo wielowątkowy, a każdy wątek prowadzi do ciekawej anegdoty rodzinnej.

Jak z niczego powstała wielka fortuna

Dziennik Ilustrowany w 1936 r. opublikował ciekawy wywiad z właścicielem świetnie prosperującej firmy kosmetycznej. Dziennikarz pisze: „według najnowszych teorii, nie ma kobiet pięknych ani brzydkich. Są tylko mniej lub więcej uświadomione w sztuce pielęgnowania swej urody. Każda może być piękna, o ile potrafi wydobyć z siebie to, co stanowi jej wdzięk. Zwróciliśmy się do właściciela firmy „Perfection", p. mgr. Pikulskiego z prośbą o przedstawienie nam kolei, jakie przechodziła jego fabryka, która z sutereny przy ul. Szpitalnej przeniosła się do pierwszorzędnego, widnego gmachu, przy ul Śniadeckich, gdzie się obecnie mieści.

Lucyna Messal i Rufin Morozowicz w 1910 r   fot. Polona

Mniej więcej przed pięćdziesięciu laty, zaczyna swe opowiadanie p. Pikulski, powrócił do Polski inż. Brandel, który przez wiele lat pracował jako chemik w paryskich fabrykach kosmetycznych. Nosił się on z zamiarem założenia podobnej fabryki w Warszawie, ale nie posiadał ani dostatecznego kapitału, ani znajomości miejscowego rynku... I zaspokajał swe potrzeby wyłącznie importem renomowanych już wówczas kosmetyków paryskich. Pewnego dnia inż. Brandel zetknął się z będącym wówczas u szczytu swej sławy komikiem operetkowym Rufinem Morozowiczem i zainteresował go swym projektem. Morozowicz, który oprócz szczerego talentu aktorskiego miał również „żyłkę do interesów" zapalił się do tej myśli i zabrał się z zapałem do jej realizowania. „Aktorskie dzieci, mawiał, nawet adoptowane, mają zwykle szczęście"... Wynajęto trzy półsutereny przy ul. Szpitalnej, maszyny skonstruował sam inż. Brandel, zaangażował trzy pracownice. Recepty na puder i kremy, a nawet ich nazwę „Abarid” przywiózł inż. Brandel z Francji, bo Abarid to modyfikacja francuskiego hasła loin des rides, co po polsku znaczy precz ze zmarszczkami.

Żywa reklama

Z racji, że reklama jest dźwignią handlu, aktor Rufin Morozowicz postanowił wykorzystać swój talent aktorski i duże powodzenie u publiczności warszawskiej i sam stał się żywą reklamą. Uzyskał od dyrekcji teatru, w którym pracował, zezwolenie na umieszczanie w swoich dowcipach treści związanych z produkowanym przez siebie kremem i pudrem „Abarid”. Tak te reklamowe występy opisuje dziennikarz: „Prócz tego podczas antraktów wychodził przed kurtynę i wychwalał przed rozbawioną publicznością swe wyroby, a że każde ukazanie się Morozowicza na scenie witane było wybuchem wesołości, słuchano więc chętnie jego dowcipnych przemówień i „Abarid" popularyzował się bardzo szybko. – Następnie Morozowicz powracał za kulisy, wpadał do garderób koleżanek, piorunował na popieranie zagranicznych kosmetyków ze szkodą dla wyrobów krajowych, a niekiedy w ferworze „tępił fanaberie", chwytał z toalety pudełka z zagranicznym pudrem i wysypywał ich zawartość na podłogę. – Był przy tym jednak tak komiczny, że nikt nie śmiał obrażać się za wyrządzoną szkodę, tym bardziej, że wynagradzał ją natychmiast, ofiarowując w zamian próbki własnego pudru. Próbkami tymi miał on zresztą zawsze wypchane kieszenie i oddzielał nimi wszystkich znajomych w teatrze, u Semadeniego, czy na ulicy.”

Nastąpił błyskawiczny rozkwit firmy, która przynosiła udziałowcom duże pieniądze i tak by to trwało długo, gdyby nie nagła śmierć inż. Brandla. Inż. Brandel, założyciel fabryczki i fachowy kierownik produkcji był niezastąpiony. Waleria i Rufin postanawiają sprzedać fabrykę Pikulskiemu.

Milanówek w czasach budowy willi „Waleria” 

Milanówek, w czasach, gdy Waleria i Rufin Morozowiczowie budowali tu dom, najciekawiej opisał w 1904 r. Kurjer Warszawski. Oto fragmenty opisu: Dwadzieścia pociągów dziennie... 45 minut drogi do Warszawy... Wielkie słowa dla każdego, komu na pośpiechu zależy, w myśl dewizy: „Czas to pieniądz”. Położenie dworca wiedeńskiego w środku miasta ułatwia komunikację, kiedy wyjazd z dworców nadwiślańskiego, terespolskiego lub petersburskiego wymaga czasu, kosztów i zmęczenia. Dla Warszawy, która jest tak bardzo upośledzona w porównaniu z innymi miastami Europy, ba! nawet z małymi miasteczkami zagranicznymi; gdzie stosunek ludności do parków i ogrodów jest śmiesznie mały i czyni ją o tyle niemiłą i duszną w lecie... W miarę też wzrostu naszego grodu powstają coraz to nowe letniska, w bliższych i dalszych jej okolicach, odpowiadając tej wrodzonej potrzebie: swobody, spokoju, szerszego oddechu na łonie natury, przestrzeni, powietrza i słońca, która się budzi w duszy każdego mieszczucha wraz z pierwszym podmuchem wiosny. Jednym z najmłodszych naszych letnisk, a dla Warszawy, jednym z najbliższych jest Milanówek.” I dalej: „Milanówek jest wysoko położony i przez to jest tutaj bardzo sucho. Prześliczny, wysokopienny las, 180 morgów przestrzeni liczący, przeważnie sosnowy, daje czyste, zdrowe, aromatyczne powietrze. Wśród lasu polanka, ze wspaniałymi stuletnimi dębami porosła (ten oceni wartość ich cienia, kto wie z doświadczenia, jak długo na wzrost drzewa czekać potrzeba). Ziemia w Milanówku jest dobra i do uprawy drzew owocowych i jarzyn przydatna. Willi dotąd jest tu kilkanaście, wśród lasu rozrzuconych; pobudowane są w ten sposób, iż każdą otacza duża przestrzeń, dając wiele powietrza i słońca. Kto by tu szukał elektryczności, kanalizacji, kasyna lub rozrywek, jak „corsa”, koncerty itd., słowem, tych urządzeń europejskich, w jakie wyposażono Konstancin, ten tego tu nie znajdzie. Prawdziwa cisza wiejska i swoboda, las bardzo piękny, dający rozmaitość spacerów, nie po chodnikach, ale po mchach, paprociach i ziołach leśnych. W Milanówku jest zdrowo i dobrze, i tak blisko od Warszawy, że każdy mąż, każdy ojciec rodziny, może tu codziennie po zajęciach biurowych bez zmęczenia przybywać... Wprawdzie dotąd Milanówek posiada tylko jedną mleczarnię i jeden sklep kolonialny, w którym sprzedają pieczywo, a rzeźnik przyjezdny cztery razy tygodniowo dostawia mięso, gdy włoszczyzna i owoce znajdują się na miejscu; na dzisiejsze jednak potrzeby to wystarcza, a w miarę wzrostu i rozwoju letniska, zapewne powstaną urządzenia, mające wygodę mieszkańców na celu. Podróż z Warszawy do Milanówka kosztuje tylko 25 kop. Poczta na miejscu. Do tych wszystkich warunków dodatnich przybywa wielka zdrowotność Milanówka, nikt bowiem nie pamięta tam jakiejkolwiek epidemii”. Ciąg dalszy nastąpi, w którym będzie więcej o rodzinie Morozowiczów, Szczepkowskich i willi „Waleria”.

Willa „Waleria” podczas budowy  fot. willawaleria. mckmilanowek
Czytaj także: Willa Waleria odzyska dawne piękno

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się w powiecie piaseczyńskim.
Najciekawsze wiadomości z przegladregionalny.pl znajdziesz w Google News!
 
Reklama
Reklama