Reklama

Sierpniowa podróż do Nadarzyna i co ma z tym wspólnego fabryka cukru?

Ostatnio bohaterem notatek prasowych był cukier i ten fakt zainspirował mnie do wycieczki w okolice Nadarzyna, Błonia i Pruszkowa.
Sierpniowa podróż do Nadarzyna i co ma z tym wspólnego fabryka cukru?
Zajazd w Nadarzynie w 1988 r. fot: Ewa Kamińska „Spotkania z Zabytkami”

Pierwsza z miejscowości zafascynowała mnie ciekawą architekturą dwóch budowli; kościoła i Ośrodka Kultury. Nadarzyn to jedna z najstarszych miejscowości na Mazowszu, już w 1453 r. Tomasz Nadarzyński uzyskał od księcia mazowieckiego Bolesława IV przywilej na lokację miasta na prawie chełmińskim. Jednak nie ma tu zbyt wielu zabytków. Liczne pożary co jakiś czas niszczyły miasto. Miejscowość położona przy ruchliwym szlaku handlowym miała szansę na bardzo intensywny rozwój. 

Pożar Nadarzyna w 1900 roku

22 sierpnia 1900 roku dziennik „Kurjer Codzienny” zamieścił następującą notatkę: „Groźny pożar. Wczoraj około g. 10 wieczór zajaśniała jaskrawa łuna w stronie rogatek jerozolimskich. Ogień szerzył się za granicami miasta w okolicach Tarczyna. Łunę było daleko widać poza Warszawą.” Następnego dnia wszystko okazało się jasne. 23 sierpnia prasa doniosła: „Pożar Nadarzyna”. Ogień strawił 42 domy w miasteczku Nadarzyn w powiecie błońskim. Płonęły domy i zabudowania gospodarskie wokół nich, spaliła się też synagoga. Ocalono kościół i zabytkowy zajazd, co miało niebagatelne znaczenie, gdyż uratowano z tej strasznej pożogi archiwa. Ogień gasiło kilka straży ogniowych. Jedna z pierwszych na miejsce pożaru pospieszyła straż ogniowa z fabryki cukru „Józefów”. Zanotowano też, że w gaszeniu pożaru nie uczestniczyła straż warszawska. Owszem, warszawska straż na widok łuny pożaru wyjechała, sądząc, że pożar szerzy się na terenie Warszawy, ale gdy okazało się, że nie i że ogień jest już za rogatkami miasta, zawrócono.

 Łuna pożaru była tak wielka, że widziano ją z kolei warszawsko-petersburskiej odległej o kilka mil od Nadarzyna.

Kolejny pożar miasta miał miejsce w 1915 roku, w którym spłonęły drewniane domy w rynku.

Nadarzyn, leżący nad rzekami Utratą i Zimną Wodą, był niegdyś jednym z najstarszych osiedli Księstwa Mazowieckiego. Zgodnie z dawnymi przekazami, nazwa miejscowości powstała od fonetycznej zbitki słów „nadał Rzym”, co może wyjaśniać to, że do XV w. należał do dóbr kościelnych. Następnie przeszedł we własność rodziny Radwanów. 

Można w tym miejscu opisu wydarzeń zadać pytanie, jak to jest możliwe, że w tych pożogach uratował się stary zajazd, jeden z najciekawszych zabytków Nadarzyna? Najwidoczniej domy jak i ludzie mają szczęście lub nie.

Nadarzyn dziś fot: Urząd Gminy Nadarzyn

Zajazd i kościół w Nadarzynie

 W czasach, gdy Nadarzyn przeszedł z rąk hetmana Branickiego do rąk Tomasza Ostrowskiego zaistniała potrzeba wybudowania zajazdu, w którym kupcy mogliby się zatrzymać podczas swoich podróży. Tak więc na początku XIX w. wybudowano kościół i zajazd. Architektem kościoła pw. św. Klemensa i zajazdu był Jakub Kubicki, co wyjaśnia, że w obu bryłach budowli występują podobne elementy architektoniczne. Na podstawie projektów architekta Kubickiego zrealizowano też np. ratusz w Płocku, przebudowę pałacu w Radziejowicach, kościół w Radziejowicach, przebudowę warszawskiego Belwederu itd. Zdolny architekt projektujący w czasach porozbiorowych w okolicach Warszawy wart jest przypomnienia,  to co stworzył naprawdę cieszy oko. Wracając do zajazdu w Nadarzynie, tak o nim pisze Ewa. A. Kamińska w miesięczniku „Spotkania z Zabytkami” w 1989 r.: „Szczególnym urbanistyczno-architektonicznym walorem nadarzyńskiego zajazdu było jego usytuowanie na planie w kształcie dwóch liter „T". Plan ten pozwolił na związanie placu przed kościołem i rynku z zajazdem w harmonijną całość, a jednocześnie na stworzenie z każdej strony równoważnych plastycznie brył. Wzdłuż osi budynku zajazdu znajdował się przejazd. Część frontowa mieściła po prawej stronie sień i cztery pokoje, symetrycznie rozmieszczone po obydwu stronach korytarza. Po lewej znajdowały się: szynk, komora i dwa pomieszczenia służące gospodarzowi. Od strony kościoła ulokowane były pokoje gościnne. W XIX w. zajazd w Nadarzynie stał się znanym punktem na kupieckim szlaku. Ale szczególnie rozsławił to miejsce książę Józef Poniatowski, który zatrzymał się tu przed bitwą pod Raszynem w 1809 r. Od tej pory zajazd nazywano często „Poniatówką”, a sam książę stał się patronem ulicy, przy której stoi zabytkowy budynek. Obiekt przetrwał w niemal pierwotnej formie do pierwszych lat XX w. Jedynie na przełomie XIX i XX w. zastąpiono drewniane słupy, na których opierały się podciągi podtrzymujące strop, słupami murowanymi. W 1912 r. zajazd stracił swą uprzednią funkcję. Odcięta została jego południowa część i wydzielono samodzielny budynek z nadbudową mieszkalną. W okresie międzywojennym zbudowano żelazne ogrodzenie z bramami, ścięto narożniki budynku od strony drogi, zwiększono liczbę okien w obydwu ryzalitach zachodnich. Przed 1945 r. nadbudowano piętro nad zajazdem, a wewnątrz obiektu przebudowano szynk na aptekę. Po 1957 r. poddano zajazd remontowi. Wymieniono wtedy mury jego części środkowej i zamknięto szczyt budynku od południa. W 1977 r. Urząd Gminy w Nadarzynie postanowił adaptować zajazd na Gminny Ośrodek Kultury”.

Co z tym cukrem?

W tej opowieści o Nadarzynie zaciekawiła mnie wzmianka o cukrowni „Józefów”, z której w czasie pożaru Nadarzyna wyjechała straż pożarna i dzielnie zmagała się z żywiołem. Szybko okazało się, że była to jedna z najbardziej nowoczesnych cukrowni w XIX wiecznej Europie. W „Kuryerze Warszawskim” z 27 września 1870 roku jest ciekawa notatka z Wystawy Płodów Rolniczych: „Cukry zjawiły się w bardzo umiarkowanej liczbie okazów. Właściwie jedna tylko cukrownia Józefów, założona od 5 lat przy stacji kolei żelaznej Pruszków, wystąpiła odpowiednio. Pierwsza to w kraju naszym cukrownia systematu dyfuzyjnego, to jest otrzymująca sok z buraków nie za pomocą wygniatania go prasami, ale przez rozpuszczanie go. Różnych kształtów kawały cukru z tej cukrowni, zdają się być bardzo odpowiednimi w praktycznym zastosowaniu." Założyć świetnie działającą cukrownię to wielka umiejętność i duża wiedza. Trzeba znaleźć obszar, gdzie jest właściwa, urodzajna gleba dla hodowli buraka cukrowego, gdzie znajdą się folwarki o dużej powierzchni upraw i ich właściciele, umiejący zatrudnić wielu robotników rolnych. Ważny jest też transport, w tym przypadku kolej, bo dziewiętnastowieczne drogi nie nadawały się do transportu. Powstała sieć zarówno wąsko jak i normalnotorowej kolejki, bo jedna musi zwozić buraki z pola, a ta druga odwozić cukier w świat do odbiorców. Cukrownią zarządzała spółka. W 1938 r. siedziba zarządu znajdowała się przy ul. Trębackiej 15, a zakłady w Płochocinie. I tak tu było, aż do 1947 roku cukrownia działała perfekcyjnie. W 1947 r. pożar spalił część zabudowań i nigdy nie wrócono do produkcji cukru. 

Kuryer Warszawski, na pierwszej stronie jedna z pierwszych informacji o cukrowni „Józefów” fot: zbiory ms
Czytaj także: Stawisko w czasach wojny

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się w powiecie piaseczyńskim.
Najciekawsze wiadomości z przegladregionalny.pl znajdziesz w Google News!
 
Reklama
Reklama