Reklama

Rok rozdawania zupy w Brwinowie

W niedzielę, 19 listopada Stowarzyszenie Ponad Miedzą świętowało rok, odkąd rozpoczęli akcję rozdawania zupy na rynku w Brwinowie. Towarzyszyliśmy im podczas świętowania.
Rok rozdawania zupy w Brwinowie
Jubileusz rozdawania zupy Stowarzyszenia Ponad Miedzą

- Zrobiło się zimno – powiedziałem, narzekając, że muszę wyjść z domu.

- Zimno? Pomyśl o tych, do których jedziesz – odpowiedziała moja żona. Na to nie miałem mądrej odpowiedzi. Pożegnałem się i wyszedłem.

Szybko zmieniłem nastawienie. Cieszyłem się, że przyjechałem na pierwszy jubileusz inicjatywy Stowarzyszenia Ponad Miedzą. Przede wszystkim ze względu na jego wolontariuszy. Biło od nich ciepło i szczęście. Ale głównie byłem tu dla osób bezdomnych. To oni korzystali z pomocy stowarzyszenia. Wciąż zbyt rzadko się o nich mówi.

„Zupa” to tylko hasło. Stowarzyszenie częstuje w miarę możliwości również drugim daniem, a także deserem. Tym razem były również dwa torty, a na nich świeczki z jedynką. Świętowaliśmy.

Minął rok rozdawania zupy w Brwinowie

- Co się zmieniło od naszej ostatniego spotkania? – zapytałem Ewę Gołębiewską, jedna z założycieli stowarzyszenia. Momentalnie zrozumiałem, że popsułem świąteczny nastrój.

- Przybyło nam wielu podopiecznych. Przede wszystkim z okolicznych miejscowości. Dużo osób obecnie przybywa do nas z Pruszkowa. Poza tym niewiele jest zmian. Wciąż działamy, korzystając z funduszy własnych i ludzi dobrego serca. Ale to nie wystarcza. Jest ciężko – usłyszałem.

Stowarzyszenie nie tylko raz w tygodniu karmi potrzebujących. Zbiera i rozdaje ubranie, pomaga rozwiązać problemy medyczne. Do Ewy podeszła jedna z wolontariuszek. Zaczęły dyskutować o tym, czy wszyscy z podopiecznych mają zapewnione buty na zimę. Bez nich mogłoby dojść do tragedii. 

Wolontariuszki same przygotowują posiłki

Pomoc dla Marka [Imię zmienione]

Marek przychodzi „na zupę” od niedawna. Jest młody, ma około 35 lat. Kiedy usiadłem przy stole, pierwszy się ze mną przywitał. Widać było, że jest ciekawy, co tu robię. Przysłuchiwał się mojej rozmowie z Julią Wygnańską z fundacji „Najpierw Mieszkanie”.

- Ci ludzie doskonale znają wszystkie miejsca, gdzie mogą szukać pomocy. Noclegownie, ogrzewalnie, schroniska, miejsca, gdzie można się umyć lub dostać coś do jedzenia. Wbrew pozorom jest trochę takich punktów. A mimo to żyją na ulicy – zaczęła mi tłumaczyć Julia.

- Dlaczego? – zapytałem. Julia powtórzyła pytanie w kierunku Marka, który nie przegapił nawet słowa z naszej rozmowy.

- Wstyd. Jestem młody i wstyd jest mi pokazać się w przytułku – powiedział szybko.

- Ja tam się nie pojawiam, bo trzeba być trzeźwym – zauważył siedzący obok mężczyzna. Marek pokiwał głową i przyznał, że dla niego to też problem. Pije od śmierci rodziców. To już prawie dziesięć lat.

- Nie potrafię się pogodzić z tym, że ojciec odszedł. Mama była chora, jakoś byłem na to przygotowany. Z tatą spędzałem bardzo dużo czasu…  Nie mogę tego zrozumieć – wyjaśnił. Julia zauważa, że są inne możliwości radzenia sobie ze smutkiem, czy stratą.

- Mam iść w narkotyki? Nigdy. To gorsze ścierwo niż alkohol – szybko stwierdza Marek. Julia spokojnie tłumaczy, że chodziło jej o specjalistyczną pomoc. Psychologa. Psychiatrę. Marek się uśmiecha.

- 12 kroków? Byłem. Skończyłem terapię. Nie pomogło – odpowiada.

Marek ma dom 

Marek mieszkał w domu rodzinnym w Brwinowie. Po śmierci rodziców sprzedał nieruchomość, a pieniędzmi podzielił się z trójką rodzeństwa. Dostał około 200 tysięcy. Było to za mało nawet na małe mieszkanie w okolicy, jednak zdołał zbudować dom na oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów wsi. Niestety, tam nie mógł znaleźć pracy.

- Pracowałem w Brwinowie na myjni samochodowej. Niestety ją zamknęli. Teraz myję auta w różnych miejscach. Dorywczo. Próbuję zacząć pracę w innej myjni. Jeszcze nie dali mi odpowiedzi – powiedział Marek.

Byłoby inaczej, gdyby miał samochód. Kilka lat temu jednak stracił prawo jazdy przez jazdę po pijaku. Obecnie już może prowadzić, ale musiałby zaoszczędzić na auto.

- Jeżeli mi się nie uda dostać tej pracy, to wracam tam na wieś, sprzedaję dom i szukam czegoś tutaj. Może do wynajmu – dodaje.

Pieniądze z transakcji ma jednak zamiar oddać szwagrowi, żeby się nimi zaopiekował.

- Ja bym je przepił albo przegrał na automatach – wyznaje.

- To gdzie teraz mieszkasz? – pytam. Chłopak pokazuje palcem do góry. Widząc moją zaskoczoną minę tłumaczy:

- Pod chmurką – powiedział. Mimo przymrozków. Podczas całej naszej rozmowy Marek użył tylko jednego przekleństwa. Opisywał wówczas, jak zmarzł podczas ostatniej nocy.

Marek jest wyjątkiem. Jak wytłumaczyła mi Julia, jeżeli zapytam większość bezdomnych o plany, o to, gdzie się widzą za 5 lat, nie będą w stanie odpowiedzieć. 

- Oni żyją z dnia na dzień. Walczą o przetrwanie. Szczególnie teraz, kiedy zrobiło się zimno. Dlatego tak wspaniałe jest to, co robi Ewa i jej wolontariusze. Nie tylko karmią, czy organizują odzież, koce. Przede wszystkim dają okazje do spotkania, na które ich podopieczni czekają cały tydzień. Dają poczucie, że są dla kogoś ważni. To bezcenne. Na ogół te osoby spotykają się w najlepszym razie z obojętnością. Często z pogardą – powiedziała.

Każdy może liczyć na ciepły posiłek

Fundacja Najpierw Mieszkanie

Julia pracuje z problemem bezdomności od studiów. Szkoliła się i działała na całym świecie, między innymi w Budapeszcie i Chicago.

- To polska specyfika ze sprawdzaniem trzeźwości w schroniskach dla bezdomnych. Za granicą, jeżeli nie jesteś agresywny, stosujesz się do poleceń, to możesz mieszkać w takim miejscu nawet pod wpływem alkoholu – zaznacza. Kolejna rzecz, która wyróżnia nas wśród krajów Europejskich to, że nasi bezdomni długo pozostają na ulicach. Ponad połowa bezdomnych zostaje bez dachu nad głową więcej niż 5 lat. Duża grupa zostaje w takim stanie dłużej niż 10 lat.

Projekt, który wprowadza fundacja w Polsce, opiera się na tym, że miejsce do mieszkania to prawo każdego człowieka. Dopiero mając lokal, ludzie mogą się zająć innymi rzeczami. Naprawiać swoje życie. To dzięki temu, że mamy miejsce, które możemy nazwać „swoim”, potrafimy stawiać czoło różnym wyzwaniom. Dlatego podopieczni fundacji nie muszą sobie „zasłużyć” na lokal trzeźwością, czy zatrudnieniem. To nie jest nagroda. Dostają je i jest to pierwszy krok w zmianie ich życia. Po jakimś czasie, kiedy program się kończy, osoba zamieszkująca mieszkanie ma pierwszeństwo, aby je wynająć. Za granicą program cieszy się dużą skutecznością. Ponad 70% osób objętych nim, nie wraca na ulicę. W Polsce dopiero od kilku miesięcy niektóre fundacje wprowadzają podobne akcje. Szacuje się, że ich skuteczność jest podobna jak na zachodzie.

- Poza mieszkaniem nasi podopieczni dostają wsparcie psychologów i pracowników socjalnych. Są jednak zasady, które musi przestrzegać osoba, która dostaje takie mieszkanie. Raz w tygodniu musi się spotkać z osobą z fundacji. 30% tego, co zarobi, nieważne na czym, przekazuje do nas. To swojego rodzaju czynsz. Musi również dostosowywać się do porządku społecznego, czyli nie utrudniać życia innym mieszkańcom bloku czy kamienicy na przykład głośnym zachowanie. Nie wolno im także podnajmować innym osobom mieszkania. Nie zgadzamy się na waletowanie znajomych – powiedziała mi Julia. – Zauważ, że nie ma żadnego zakazu alkoholu. To już ich decyzja — dodaje.

Marek raczej nie ma szans na taką pomoc. Ani na mieszkanie socjalne. W końcu ma swój dom. 

Życzenia Ewy

Na dworze zebrali się wszyscy obecni wokół stołu z tortami. Zaśpiewaliśmy sto lat. Ewa zdmuchnęła świeczkę. Nie powiedziała na głos, czego sobie życzyła. Nie musiała. Chyba wszyscy znali jej marzenia. Przede wszystkim pragnie zdobyć sponsora strategicznego, który sprawiłby, aby stowarzyszenie mogłoby pomagać bezdomnym skuteczniej. A w przyszłości stworzyć prawdziwy ośrodek dla potrzebujących.

Sto lat!

Zaczął padać śnieg. Rozejrzałem się wśród zebranych bezdomnych. Julia powiedziała mi, że podziwia ich odwagę i zaradność w walce o przetrwanie w zimę. Żyją w pustostanach, garażach, drewutniach. Grzeją się farelkami lub rozpalonym ogniem. Prosiła jednak, żebym nie poruszał w tym momencie tego tematu.

- Każdy z nich znał kogoś, kto zmarł w zimę. Zamarzł – powiedziała.

Wtedy dopiero zrozumiałem, że przyjeżdżając na kolejną akcję rozdawania zupy, niektórzy z poznanych dziś osób może już nie żyć.

Zobacz także:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się w powiecie piaseczyńskim.
Najciekawsze wiadomości z przegladregionalny.pl znajdziesz w Google News!
 
Reklama
Reklama