Milanówek zasłużył na miano „małego Londynu”, ponieważ po upadku Powstania Warszawskiego stał się nieformalną stolicą Polski. Okazuje się, że jeszcze wcześniej określany był także „małym Poznaniem” z powodów zupełnie innych
Przed II wojną światową w Milanówku mocno obecna była endecja. To tu odbywały się wiece Narodowej Demokracji. W 1939 roku w sali kina w tym mieście odbył się wiec upamiętniający Romana Dmowskiego. W jego pogrzebie również uczestniczyła delegacja miasta. „Kurier Warszawski” z 1931 roku donosił „Po dziś dzień Milanówek jest jak „mały Poznań” – ten zwykło się nazywać najbardziej polskim miastem w Polsce”. Taki obraz Milanówka był promowany przez ówczesne prawicowe media, które były dumne, że w Milanówku ciągle jest więcej drzew niż Żydów. Na Polską Partię Socjalistyczną w Milanówku i Grodzisku głosowali zazwyczaj pracownicy kolei.
„Polak – Katolik” w 1912 przestrzegał, że „Milanówek – prześliczne, wśród lasów leżące letnisko chrześcijańskich mieszkańców Warszawy będzie zażydzone”, a „chmara spacerujących semitów ucho razi niemiły szwargot żydowski”. Dodawano do tego listę właścicieli willi i pensjonatów milanowskich, dzisiaj powiedzielibyśmy, że pierwszych sprawiedliwych, którzy wynajmowali mieszkania Żydom. Zwolennikami pozytywistycznego podejścia do mniejszości narodowych, w tym do ludności żydowskiej byli liderzy polskiego jedwabnictwa z Milanówka, czyli państwo Witaczkowie, którzy organizowali dla nich kursy jedwabnicze. Z ruchem narodowym związany był też Michał Lasocki – założyciel Milanówka. Przy sprzedawaniu nieruchomości pojawiały się weksle zastrzegające, że w przypadku odsprzedaży nieruchomości Żydowi, działka wraca do … Lasockiego.
W Milanówku mieszkali również Rosjanie, często związani z koleją, jak Aleksander Apollonowicz Bielelubski. Więcej wpływów mniejszości rosyjskiej zaobserwować można w Grodzisku Mazowieckim. Najlepszym tego przykładem jest willa Radogoszcz, zbudowana w 1889 roku przez carskiego naczelnika powiatu sochaczewskiego Zacharija Puciato. Śladem obecności mniejszości niemieckiej jest willa Borówka wybudowana na zlecenie Artura Hosera i popadający niestety w coraz większą ruinę niewielki cmentarz ewangelicki przy ul. Średniej.
Ciekawostką historyczną jest fakt, że z milanowskiej rodziny kotlarzy, a więc miasta kojarzonego z inteligencją pochodził Janusz Kwiek, który w 1937 roku został w Warszawie koronowany na króla Cyganów. O uroczystości pisał nawet New York Times. Panował dwa lata, ale już następnego dnia po koronacji część rodziny Kwieków uznała go za uzurpatora. Padały zarzuty, że przywłaszczył sobie pieniądze zebrane na stadionie podczas intronizacji. Po koronacji w podróż do Milanówka król udał się … kolejką EKD. W pierwszych latach okupacji ślad po królu Cyganów z Milanówka zaginął i o jego dalszych losach nic nie wiadomo.
Informacje w artykule za wykładem Jana Krzysztofa Mikulskiego organizowanym przez Stowarzyszenie Milanowianki.
Napisz komentarz
Komentarze