Chciałem zacząć od początku. Jak Pan ocenia minioną kadencję?
To na pewno była bardzo trudna kadencja. Zastałem gminę w trakcie przebudowy trasy S8, więc poważny kryzys związany z komunikacją. Trzeba było na bieżąco rozwiązywać szereg problemów. Później mieliśmy COVID i wojnę w Ukrainie, czyli kryzys uchodźczy. Z tego powodu to na pewno była kadencja niełatwa. Sądzę jednak, że sobie poradziliśmy. Wynik tych wyborów o tym świadczy, 80% głosujących poparło moją kandydaturę. To całkiem dobry wynik.
Z czego jest Pan najbardziej zadowolony?
Na pewno poprawiliśmy jakość dróg. W 2018 roku było bardzo dużo dróg gruntowych. Wszystkie ulice, o których mówiłem, że będą wyremontowane, stały się drogami bitumicznymi lub asfaltowymi. Wraz z tymi remontami udało nam się wykonać 42 km ścieżek rowerowych. To jest drugi wynik na Mazowszu. Chyba więcej zrobił tylko Pomiechówek. Oprócz umowy z ZTM podpisaliśmy również porozumienie z Grodziskimi Przewozami Autokarowymi. W związku z tym mamy tutaj kilka linii GPA, które poprawiły transport publiczny, a zarazem stworzyliśmy darmowe linie wewnątrzgminne. I to działa. Rozbudowaliśmy trzy szkoły podstawowe, wybudowaliśmy przedszkole, zrealizowaliśmy termomodernizację żłobka i przedszkola w Mochowie. Tempo rozwoju gminy jest tak wielkie, że właściwie już dzisiaj zastanawiamy się nad budową nowej placówki oświatowej w Walendowie. Prawdopodobnie w tej kadencji będziemy chcieli do tego przystąpić. Powstały nowe tereny rekreacyjne, kompleks basenów letnich, zmodernizowaliśmy dwie oczyszczalnie ścieków i stację uzdatniania wody. Wybudowaliśmy dziesiątki kilometrów sieci wodociągowej i kanalizacyjnej. Dobrze wykorzystaliśmy ten czas.
Jest Pan w komfortowej sytuacji, bo rozpoczyna Pan kolejną kadencję, więc może Pan postarać się zrealizować te plany, które teraz się nie udały. Co w tej kadencji nie zostało zrealizowane?
Nie udało się oddać nowego ośrodka zdrowia. Pracujemy nad tym. Warto trochę dłużej poczekać, żeby mieszkańcy mieli dobry ośrodek, a pracownicy dobre warunki do pracy. Nie udało się również rozbudować oczyszczalni ścieków w Nadarzynie, gdzie byliśmy blokowani na etapie pozwoleń środowiskowych i protestów mieszkańców. W perspektywie 20-30 lat będzie to problem, który dotknie naszą gminę. Dziś rozwiązaliśmy go w inny sposób. Nie dokończyliśmy ulicy Głównej w Ruścu. To też jest temat, który będziemy chcieli być może nawet jeszcze w tym roku rozwiązać.
Podczas kampanii powiedział Pan, że najgorzej byłoby przegrać sam ze sobą. Jak to Pan rozumie?
Gdybym nie uzyskał 50% głosów na TAK podczas wyborów na funkcję wójta, wówczas osobę na to stanowisko wybrałaby rada gminy. Radni z mojego komitetu, którzy tworzą przytłaczającą większość w radzie, najprawdopodobniej zaproponowaliby mi przejęcie tej funkcji. Dlatego już wcześniej zapowiedziałem, że jeżeli dojdzie do takiej sytuacji, to odmówię. Wójta wybierają mieszkańcy, jeśli moja dotychczasowa praca nie znalazłaby u nich uznanie, nie byłoby honorowo przyjmować to stanowisko w innym sposób. Pewnie wróciłbym do swojego zawodu. Jestem nauczycielem i trenerem.
A jakie czekają Pana wyzwania. Które problemy są w Nadarzynie największe?
Zagrożeń jest bardzo dużo. Z takich największych to skuteczne wykorzystanie środków z Krajowego Planu Odbudowy (KPO). To nie jest tylko zagrożenie dla Nadarzyna. Wiele samorządów zostało generalnie mocno „poturbowanych” w okresie rządów PIS-u. Oczywiście pieniądze płynęły do wielu samorządów z kasy państwowej. Sławne czeki. One zrobiły sporą robotę. My też w niewielkim stopniu z tego skorzystaliśmy. Jednak gminy traciły w tym czasie swoje własne dochody. Dzisiaj jesteśmy w takiej sytuacji, że zaczynają pojawiać się pieniądze z KPO, na różnego rodzaju działania. Taka gmina jak nasza, może dostać dofinansowanie w maksymalnej wysokości 50%. Czyli drugie 50% musimy znaleźć w budżecie. Mówimy o pieniądzach rzędu kilkudziesięciu milionów złotych, które trzeba będzie znaleźć w ciągu dwóch lat. To ogromny problem, bo jeżeli nie poprawi się stan finansów gminy, to wygospodarowanie takich środków w budżecie będzie niemożliwe. Nawet przy tak „bogatej gminie”, jak Nadarzyn. Bo do biednej nie należymy. Płacimy 15-16 mln „Janosikowego” rocznie. To jest kwota, za którą można by dzisiaj otworzyć np. nowe przedszkole. Gdyby na 4 lata zawieszono konieczność oddawania do skarbu państwa daniny solidarnościowej przez takie gminy jak Nadarzyn, to my byśmy sobie poradzili. Bez żadnych innych dofinansowań. Są oczywiście gminy, które z tych pieniędzy korzystają. I tu trzeba by było znaleźć inny rodzaj wsparcia. Uboższe gminy mają większą dostępność do środków unijnych. Mogą dostawać dofinansowanie w wysokości 90%, a nie 50%. Przez ostatnie 6 lat rząd Prawa i Sprawiedliwości dopieszczał te samorządy pieniędzmi z Polskiego Ładu. Kosztem tych nieco bogatszych samorządów jak Nadarzyn. Podsumowując bez reformy finansów samorządowych po prostu nie damy rady w dwa lata wykorzystać pieniędzy z KPO i trzeba będzie je oddać do UE.
Co do zadań, to ważną sprawą na tę kadencję jest utrzymanie wysokiego poziomu świadczonych usług dla mieszkańców. Gmina to nie tylko inwestycje. Świadczymy usługi z zakresu administracji, kultury, sportu, rekreacji, pomocy społecznej czy oświaty. Do tego potrzebne są pieniądze i ludzie. W jednym i drugim przypadku ta kołdra jest po prostu już dzisiaj bardzo krótka. O ile chodzi o finanse, to wracamy do problemu KPO. Ale również nie ma chętnych do pracy. Ciężko znaleźć osoby do sprzątania gminy, zajęć opiekuńczych. Nie ma również chętnych do pracy w szkołach, żłobkach i przedszkolach.
Regularnie urząd organizuje wspólnie z mieszkańcami sprzątanie gminy. Skąd ta inicjatywa? Czy jest konieczna?
Mam takie skrzywienie zawodowe, gdzie nie pojadę, to zawsze patrzę na drogę, na pobocze, na znaki, na różnego rodzaju instalacje, które się znajdują przy drogach. Jak pojadę do innej miejscowości, nawet gdzieś na wczasy to lubię sobie czasami pójść zobaczyć, jakie są np. instalacje w parku, na placach zabaw. Zawsze można coś ciekawego podpatrzeć. Niestety w każdej gminie w rowach są butelki, paczki po przysłowiowym McDonaldzie, torebki, puszki. U nas walczymy z tym na różne sposoby. Montujemy fotopułapki w miejscach, gdzie najczęściej wyrzucają ludzie śmieci. Czasami udaje się kogoś złapać. Wtedy dostaje on mandat, który jest śmiesznie niski, bo to tylko 500 zł. Musi jednak po sobie posprzątać, wstydu też się troszkę naje. Mamy ludzi w urzędzie i w Przedsiębiorstwie Komunalnym w Nadarzynie odpowiedzialnych za utrzymanie porządku w gminie. Chętnie byśmy zwiększyli te zespoły. Tylko nie ma chętnych. Niestety ludzie wyrzucają śmieci, gdzie popadnie. To jest kwestia kultury i wychowania. Dobrym przykładem jest Japonia. Tam nie ma na ulicach koszy na śmieci, ale nie ma też papierków i brudu. Ludzie tam są nauczeni już od dziecka, że śmieci zabiera się ze sobą. To zależy od wychowania. W japońskiej szkole dzieci same sprzątają swoją placówkę. Nie ma woźnych. Dzieci myją ubikacje, korytarze, sale po zajęciach lekcyjnych. Niestety, gdybyśmy wprowadzili ten system w Polsce, to rodzice by przyszli do wójta, czy dyrektora szkoły i powiedzieli, że dzieci są wykorzystywane. U nas publiczne, czy samorządowe, nadal dla wielu znaczy niczyje. Jeżeli nie zmienimy swojej społecznej mentalności, to będziemy musieli organizować takie akcje, jak sprzątanie gminy, przynajmniej dwa razy w roku. Takie akcje mają też efekt edukacyjny. Są sołectwa, jak na przykład Rozalin czy Wolice, gdzie sporo ludzi się mobilizuje i przychodzi na sprzątanie całymi rodzinami. Ale ogólnie chętnych na takie akcje jest naprawdę niewiele. Patrząc na 15 tysięczną gminę, to nie jest nawet 2% ludności. To jest smutne. Jako mieszkańcy mamy oczekiwania i żądania, ale gorzej dbamy o wspólnotę i daleko nam do obywatelskiego społeczeństwa w rozumieniu japońskim. Staramy się małymi krokami choćby poprzez takie akcje to zmieniać w naszej pięknej gminie, a przy okazji zadbać o czystość w naszej wspólnej przestrzeni.
Dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze