Paweł Przybysz terapeuta uzależnień pracował przez wiele lat z osobami w kryzysie bezdomności, m.in. w Ośrodku dla Bezdomnych Mężczyzn Przystań w Warszawie, a także z osadzonymi w warszawskich aresztach. Zdaniem Pawła Przybysza samorząd może bardzo wiele zrobić i nie są to rzeczy wymagające ogromnych nakładów. W zamian jednak można uratować niejedno ludzkie życie.
Jakie działania powinien podjąć samorząd, aby pomóc osobom w kryzysie bezdomności?
Wydawać by się mogło, że ktoś, kto jest w upadku, przyjmie wszystko. Ale tak nie jest! Bezdomnym jest trudno pomóc. Dlatego, jeśli miasto chce, pomoc bezdomnym warto zacząć od tego, by wejść w ich środowisko i zrobić wywiad, czego potrzebują. Wolontariusze, czy to z organizacji streetworkerów, czy z innych, którzy mają doświadczenie w pracy z osobami w kryzysie bezdomności, powinni iść w miasto i poznać sytuację bezdomnych rezydentów miasta. Przysiąść się do nich na ławce, powiedzieć: - "Dzień dobry nazywam się Paweł, czy możemy porozmawiać, chciałbym wiedzieć, jakie ma pan potrzeby".
Zapewne, jeśli bezdomny będzie nietrzeźwy, zacznie od żartu, że: „dziś to duża blondynka”. Oni też mają marzenia! Kiedy razem się pośmieją i skończą się żarty, wolontariusz powinien pytać dalej: "Widzę, że ma pan chore nogi, czy potrzebuje pan pomocy medycznej? Co pan dzisiaj jadł?".
Czyli takie najbardziej podstawowe rzeczy?
Dla mnie jako dla osoby, która pracowała z bezdomnymi, to jest oczywiste: ci ludzie nie chcą być brudni, nie chcą śmierdzieć, nie chcą nosić brudnych ciuchów. Nie chcą, aby na ich widok ludzie się odwracali z obrzydzeniem. Dlatego podstawowa sprawa to łaźnia, dostęp do miejsca, gdzie mogliby się wykąpać. Kiedyś łaźnia była prowadzona przez miasto przy Polu Mokotowskim – odwiedzało ją wielu bezdomnych. Niestety teraz już jej tam nie ma!
Czyli bieżąca woda i możliwość kąpieli to podstawa?
To oczywiste! Tak samo, jak to, że po kąpieli potrzebne będą czyste nowe ubrania. Ich ubrania trzeba zutylizować. One do niczego się nie nadają! A oni potrzebują wszystkiego od skarpetek do cążek do obcinania paznokci. Bo często jest tak, że ponieważ nie mają, jak i czym to tych paznokci nie obcinają. Oczywiste jest też dla mnie to, że mają otrzymywać ciepły posiłek. Kapucyni na Miodowej w Warszawie każdego dnia mają u siebie wiele osób w kryzysie bezdomności, którym oferują obiad, często jedyny posiłek tych ludzi tego dnia. Tam są naprawdę duże kolejki.
CZYTAJ TAKŻE:
Wspomniał pan też o pomocy medycznej?
Jest konieczny punkt ambulatoryjny, w którym lekarze i pielęgniarki zajmą się stanem zdrowia osób w kryzysie bezdomności. Opatrzą owrzodzenia, których ci ludzie mają zazwyczaj sporo itp. Te osoby chorują na wiele przewlekłych schorzeń. A nie przyjmują leków, bo ich nie mają. Lekarze NADZIEI prowadzą takie punkty ambulatoryjne dla bezdomnych m.in. koło Muzeum Powstania Warszawskiego.
Najczęstsze są choroby przewodu pokarmowego i skóry. Warto więc takim osobom zrobić badania krwi. Dodam, że większość tych osób jest chora na alkoholizm czy narkomanię. A to znaczy, że także potrzebują wsparcia terapeutycznego. Ważna jest też pomoc duchowa, której może dostarczyć oddelegowany do nich ksiądz. Pomoc prawna także by się przydała i chociażby adres do doręczania korespondencji np. z sądu.
Milanowscy bezdomni, którzy dostali klucze do mieszkań socjalnych nie skorzystali z nich.
Jest grupa bezdomnych, którzy chcą, wrócić do normalnego życia. Dlatego warto, aby samorząd miał mieszkania dla nich mieszkania. Kiedy pracowałem z bezdomnymi w ramach programu „Damy radę!" udało nam się pomóc trzem mężczyznom wyjść z bezdomności. Pozakładali nowe rodziny, a jeden z nich wrócił do byłej żony. Z Adamem byłem ostatnio na kręglach, dziś prowadzi własną firmę, montuje sprzęt kuchenny. A jak został bezdomny? Miał 32 lata, kiedy pokłócił się z ojcem i uciekł z domu. Przyjechał do Warszawy. Włóczył się po mieście, nocował na dworcu, ponieważ nadużywał alkoholu, w stanie zamroczenia, pobił kogoś tak dotkliwie, że trafił do więzienia. Po wyjściu na wolność rodzina się od niego odcięła i zamieszkał na dworcu, gdzie go pobito, okradano. Kiedy trafił do nas miał 40-lat. Początkowo był bardzo na nie, ale z czasem zrozumiał, że to jego szansa na powrót do normalnego życia. Miał córkę, za którą tęsknił. Bo też ci ludzie mają takie zwykłe marzenia, chcą zadzwonić do matki albo spotkać się z bratem. Ale póki nie staną na nogi to niemożliwe. Problemem są także uzależnienia! Adam w więzieniu przeszedł program odwykowy, a w naszym ośrodku chodził na grupę terapeutyczną i trening umiejętności społecznych oraz grupę wsparcia i mitingi AA. Po roku zaczął pracę i nowe życie.
Czyli nie można, pomóc od razu integrując ze społecznością?
Integracja jest wspaniała, ale dopiero wtedy, kiedy te osoby już staną na nogi, zaczną prace itd. Wtedy nikt nie powie, że kiedyś mieszkały w śmietniku czy na dworcu. Wcześniej jednak to niemożliwe. Mieszkańcy nie będą integrować się z osobami, które śmierdzą, są często poranione, mają wrzody i wybroczyny.
Dlatego potrzebne jest miejsce dedykowane osobom w kryzysie bezdomności, najlepiej jakiś pawilon poza centrum miasta, gdzie będą te wymienione już przeze mnie rzeczy, o których mówiłem: łaźnia, kuchnia gdzie dostaną ciepłe posiłki, pokój z odzieżą na zmianę, punkt medyczny. Poza centrum, bo ci ludzie muszą czuć się swobodnie. Co więcej, taki pawilon musi mieć adres. Wielu bezdomnych, których poznałem, przegrało sprawy w sądzie, bo nie miało adresu do korespondencji, A były to sprawy spadkowe, odszkodowawcze czy rozwodowe.
CZYTAJ TAKŻE:
Problem osób w kryzysie bezdomności nie dotyczy tylko Milanówka. Spotkamy go w każdej z gmin i w każdym z miast. Dlatego ważne, by szukać rozwiązań, wierząc, że wielu takim ludziom można realnie pomóc. Być może rozwiązanie będzie wymagało współpracy samorządów z jakiegoś rejonu? Ważne jednak by szukać go, a potem realizować wspólnie z osobami, które mają wiedzę i doświadczenie. A także serce dla osób w kryzysie bezdomności.
Napisz komentarz
Komentarze