Śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego coraz częściej zastępują karetki w transporcie pacjentów. Jak się okazuje, wynika to z problemów z dostępnością ambulansów.
Jeszcze do niedawna przelatujący nad naszymi głowami śmigłowiec LPR stanowił niecodzienny widok, a jego lądowania wzbudzały powszechną sensację. Wiadomo było bowiem, że Lotnicze Pogotowie Ratunkowe interweniuje tylko w poważnych i wymagających natychmiastowego działania sytuacjach. Ostatnio jednak loty ratowniczego śmigłowca obserwujemy coraz częściej. Czy to oznacza, że wzrosła liczba nagłych i poważnych wypadków? Jak się okazuje, przyczyna leży gdzie indziej. Problem leży w... dostępności karetek.
Łóżka są, ale gdzie?
Na początku marca media obiegło nagranie rozmowy pomiędzy dyspozytorem i załogą karetki. Wymiana, która poruszyła opinię publiczną, miała miejsce w Warszawie. Zespół ratownictwa medycznego podjechał pod szpital im. prof. W. Orłowskiego z pacjentem wymagającym hospitalizacji w związku z ciężkim przebiegiem COVID-19. Tam okazało się, że w szpitalu nie ma już wolnych łóżek covidowych. W związku z tym ZRM skontaktował się z dyspozytorem w celu przekierowania do innej placówki. Rozmowa przebiegła następująco:
Ratownik: Orłowski mówi, że nie ma miejsc covidowych. Co dalej?
Dyspozytor: Pacjent wymaga tlenu na już?
Ratownik: No, przydałoby się. Ma 90 saturacji bez tlenu.
Dyspozytor: Mają choć kawałek jakiejś izolatki albo coś takiego?
Ratownik: No nie, nic nie mają. Mówią, że mają covida i nie mają żadnej izolatki wolnej.
Dyspozytor: Ja już autentycznie nie mam cię gdzie przekierować. Na całym Mazowszu nie ma już ani jednego szpitala, wykazującego dodatnie miejsca [wolne łóżka – przyp. red.]. To nie jest żart. Nie ma Łosic, nie ma Sokołowa, nie ma Wyszkowa, nie ma Pułtuska, Płocka ani Żyrardowa. Wszędzie jest już kicha – więc, niestety, powiedz panu lekarzowi, że pacjent musi zostać, bo najzwyczajniej na świecie nie mam go gdzie przekierować.
Czytaj także: Dotacje dla działkowców
Powyższa wymiana jednoznacznie pokazuje, jak trudna sytuacja panuje w szpitalach. Ministerstwo Zdrowia codziennie przekazuje informacje dotyczące dostępności łóżek i respiratorów dla pacjentów covidowych. W raportach brak jednak informacji o ich lokalizacji. Tymczasem rzeczywistość pokazuje pojedyncze wolne łóżka, rozsiane po całym województwie. Zdarza się, że pacjent jest przewożony nawet kilkadziesiąt kilometrów, bo tam znajduje się najbliższa placówka mogąca go przyjąć. Dochodzi do wręcz kuriozalnych sytuacji. Kilka dni temu na facebookowym profilu Ratownictwo Medyczne – Warszawa opublikowano zdjęcie karetek stojących w kolejce pod izbą przyjęć szpitala w Nowym Mieście nad Pilicą. Zespoły przyjechały tu z Warszawy, Sulejówka, Mrokowa i Międzylesia. Krążenie między szpitalami i nawet kilkudziesięciokilometrowe przejazdy siłą rzeczy "wyłączają" karetkę i jej załogę na kilka godzin.
Narastające problemy z dostępnością karetek wywołały konieczność znacznie częstszego korzystania ze wsparcia Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Taka sytuacja miała miejsce m.in. niedawno w Pruszkowie, gdzie śmigłowiec zadysponowano do mężczyzny z zawałem serca. Po udzieleniu pomocy na miejscu, pacjenta przetransportowano do szpitala.
Trzeba się przyzwyczaić
Przez Polskę przetacza się właśnie trzecia fala pandemii COVID-19. System opieki zdrowotnej, który kulał już na długo przed pojawieniem się koronawirusa, pęka w szwach. Brakuje łóżek, respiratorów i personelu. Ministerstwo zleca wojewodom zwiększanie liczby dostępnych łóżek covidowych, jednak realia pokazują, że to działania niewystarczające. Co gorsza, nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak długo potrwa taka sytuacja. Przyspieszający program szczepień daje nadzieję na rozwiązanie, jednak przed nami wciąż długa droga do normalności. Pozostaje więc uzbroić się w cierpliwość. I przyzwyczaić do widoku żółtego śmigłowca nad naszymi głowami.
Napisz komentarz
Komentarze