Parlament Europejski zgodził się na wydawanie tzw. paszportów covidowych. Zdania są mocno podzielone, choć to rozwiązanie jest już stosowane w niektórych krajach.
Pod koniec kwietnia członkowie Parlamentu Europejskiego zdecydowaną większością głosów opowiedzieli się za pomysłem stworzenia dokumentów potwierdzających przyjęcie szczepionki. Przyjęta rezolucja daje podłoże do negocjacji nad ostatecznym kształtem uchwały.
Co wiadomo na ten moment? Zgodnie z założeniami, każdy kraj Unii Europejskiej powinien akceptować świadectwo zaszczepienia jednym z preparatów dopuszczonych do użytku przez Europejską Agencję Leków (EMA). Mowa tu zatem o szczepionkach Pfizer, Moderna, AstraZeneca lub Janssen (Johnson & Johnson). W przypadku pozostałych szczepionek, jak np. rosyjski Sputnik V czy chiński Sinovac, decyzja należałaby już indywidualnie od każdego państwa. Paszport mogliby również otrzymywać ozdrowieńcy.
Pomysł zakłada, że osoby posiadające paszport covidowy mogłyby podróżować bez potrzeby odbywania kwarantanny czy każdorazowego wykonywania testów na obecność wirusa.
Paszport covidowy: za i przeciw
Zdania na temat wydawania (i honorowania) takiego dokumentu są mocno podzielone. Zwolennicy pomysłu wskazują, że paszporty pomogą stanąć na nogi branży turystycznej. To koronny argument rządów państw, których gospodarka w znacznym stopniu opiera się na turystyce: Grecji, Hiszpanii, Portugalii czy Włoch. O wdrożenie paszportów covidowych apeluje również sektor lotniczy. Pojawiają się jednak również głosy przeciwne. Oponenci pomysłu wskazują, że ograniczenia w przemieszczaniu się osób niezaszczepionych mogą być dyskryminujące.
Nasz rząd na razie wypowiada się o pomyśle paszportów ostrożnie. – W ramach Unii Europejskiej dyskutowane są różne pomysły, które mogą być dla naszych obywateli uciążliwe i od których być może nie będziemy mogli odejść ze względu na to, że będą narzucone przez inne państwa, takie jak np. możliwość wejścia na pokład samolotu lub pociągu, lub wjazdu do jakiegoś państwa, lub skorzystania z obiektu hotelowego w innym państwie tylko z ważnym szczepieniem lub jakimś innym dokumentem, który poświadcza brak ryzyka lub zminimalizowane ryzyko zakażenia innych ludzi – mówił na konferencji prasowej 28 kwietnia premier Mateusz Morawiecki.
Innego zdania jest poseł Lewicy Bogusław Liberadzki. – Nie można nadużywać tzw. swobody w imię szkodzenia innym. Jeżeli ktoś nie chce być zaszczepiony, to powinien ponosić konsekwencje tego, że nie chce być zaszczepiony i nie zarażać ewentualnie innych – mówił niedawno na antenie Polsat News.
Żadna nowość
Dyskusja wciąż jest żywa, warto jednak pamiętać, że temat tak naprawdę nie jest nowy. Ba – swoiste "paszporty szczepionkowe" istnieją już od blisko 90 lat. Międzynarodowa Książeczka Szczepień, zwana też "żółtą książeczką" lub "medycznym paszportem turysty" to oficjalny dokument potwierdzający przebyte szczepienia. Wpisy w książeczce mogą być sprawdzane podczas przekraczania granic państwowych. Szczególnie, jeśli nasza podróż wiedzie przez rejony endemiczne danej choroby, brak potwierdzonego szczepienia może skutkować odmową wpuszczenia na teren danego państwa, kwarantanną lub przymusowym szczepieniem na granicy.
Podobne rozwiązania stosuje się już zresztą również w ramach profilaktyki COVID-19. Paszporty covidowe funkcjonują już w niektórych państwach. W Izraelu osoby zaszczepione mogą np. swobodnie robić zakupy w galeriach handlowych czy brać udział w zajęciach sportowych. Od 1 maja podobny system przyjęły Węgry, gdzie zaszczepieni mogą pójść na basen czy do zoo, a nawet zjeść posiłek w restauracji czy zwiedzić muzeum.
Prace jeszcze potrwają
Przygotowanie ostatecznej wersji uchwały o paszportach nie będzie łatwe. Dokument będzie musiał zawierać wiele szczegółów, m.in. w kwestii osób, które mają medyczne przeciwwskazania do szczepienia. Parlament Europejski chciałby zakończyć prace legislacyjne najpóźniej pod koniec czerwca. Wówczas również poznamy dokładną treść przepisów.
Napisz komentarz
Komentarze