Historia ta ma swój początek w czasach, w których powstała Kolej Warszawsko-Wiedeńska, rodziły się stacje kolejowe nazywane wówczas "foksalami" (foxal). Zacznijmy od budowy kolei.
Rok 1838 był decydujący dla budowy Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Latem tegoż roku zostało założone towarzystwo, mające na celu połączenie Warszawy z granicą austriacką. Na czele towarzystwa stanęli Henryk Łubieński i Piotr Steinkeller. Założyciele kolei żelaznej mieli duże poparcie rządu Królestwa Polskiego co spowodowało szybkie rozpoczęcie robót, rozrysowanie planów linii kolejowej i wyznaczenie ceny akcji. Niestety akcje nie zostały sprzedane w wystarczającej ilości, aby budowa kolei była możliwa, przedsięwzięcie zbankrutowało. W 1844 r. rząd zadecydował, że poniesie koszty budowy kolei. Dystans z Warszawy do Pruszkowa ukończono 13 czerwca 1844 r., z Pruszkowa do Grodziska 11 lipca 1845 r., z Grodziska do Skierniewic 18 października 1845 r., ze Skierniewic do Rogowa i Łowicza 27 listopada 1845 r., z Rogowa do Piotrkowa 4 października 1846 r., z Piotrkowa do Częstochowy 13 grudnia 1846 r., z Częstochowy do Ząbkowic 2 grudnia 1847 r., z Ząbkowic do granicy 29 grudnia 1848 r. 1 listopada 1857 r. Kolej Warszawsko-Wiedeńską oddano w zarząd na 75 lat prywatnemu towarzystwu akcyjnemu. Na trasie kolei błyskawicznie zaczęły powstawać stacje kolejowe, nastąpił dynamiczny rozwój przemysłu i handlu. W Tygodniku Ilustrowanym z 1894 r. czytamy: „Dość obejrzeć się na niezliczoną ilość kominów fabrycznych, pobudowanych przy plancie kolei warszawsko-wiedeńskiej, począwszy od Warszawy: Pruszków, Józefów, Grodzisk, Jaktorów, Ruda (Żyrardów), Skierniewice itd. Nie możemy pominąć Łodzi, zwanej polskim Manchesterem, Częstochowy, Zawiercia, Dąbrowy, z której kominów bucha dym dniem i nocą, a będziemy mieli należyte pojęcie, czym mianowicie jest ta linia dla przemysłu krajowego”. Nie można też zapominać, że Kolej Warszawsko-Wiedeńska zatrudniała 4500 urzędników i oficjalistów etatowych, przeszło 1200 rzemieślników warsztatowych, 2300 robotników stacyjnych i drogowych; jednym słowem, zapewniała ona byt co najmniej 30 tys. osób różnego stanu i wykształcenia. Z budową Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej łączy się też budowa pierwszej w państwie linii telegraficznej (1852 r.), dla połączenia Warszawy z Granicą. W 1876 r. ukończono budowę kolei obwodowej, kosztem 1 350 000 rs. (nie licząc mostu na Wiśle), dla połączenia Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej z kolejami prawego brzegu Wisły.
W 1846 r. w Jordanowicach (Grodzisk) pobudowano urokliwy budynek z wieżyczką, który w pobliżu dworca miał pełnić rolę hotelu z restauracją i salą balową. Budowę budynku przy torach zlecił właściciel okolic Ewaryst Mokronoski (Mokronowski), a zaprojektowany został przez architekta Teofila Schillera, ucznia Henryka Marconiego. Na przełomie wieku XIX i XX pomieszczenia pałacyku zamieniono na mieszkania. Po wojnie umieszczono tu szpital zakaźny, była tu też przychodnia lekarska. W tym właśnie urokliwym pałacyku mieszkała rodzina zawiadowcy stacji. Młoda dziewczyna o imieniu Zosia zakochała się w pewnym młodzieńcu i pragnęła być jego żoną. Rodzina uznała, że kandydat na męża Zosi jest nieodpowiednim dla niej partnerem i ślub się nie odbył. Wówczas Zosia wypiła truciznę. Legenda opowiada, że rodzina zakopała nieszczęsną samobójczynię w pobliskim parku. Od tego czasu można spotkać ducha dziewczyny, jak spaceruje parkowymi alejami, lub można zobaczyć jej zwiewną postać na tle murów Willi Foksal.
Grodzisk Mazowiecki ma jeszcze jednego ducha – jest nim Izabella, żona Andrzeja Mokronoskiego, siostra króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Można ją spotkać lub usłyszeć w parku lub dworku Mokronoskich. Może dama ta nadzoruje urokliwy dworek, w którym dziś mieści się szkoła muzyczna? Duchy są na ogół przyjazne artystom, z tego prosty wniosek, że nie ma się czego bać. Choć kto wie, bo jeśli Izabelli, która za życia wspierała finansowo artystów, nie spodoba się linia melodyczna granego właśnie utworu, może w nerwach zrzucić coś z hukiem. Duch Izabelli, jeszcze przed budową linii kolejowej pojawiał się w dworku w Jordanowicach.
Na trasie kolei wiedeńskiej w Milanówku, tuż przy torach, stał dom nazywany niegdyś przez mieszkańców „willa strachów”. Od dawna, jak pisze tygodnik „Kronika Powiatu Błońskiego” w 1936 r., mimo że ciekawy architektonicznie, dom był niezamieszkały. Właściciel miał duże kłopoty z jego sprzedażą. W tym przypadku nie jest pewne, kto i dlaczego tam straszył. Słyszano dziwne krzyki, zwielokrotniane przez echo pustych ścian, widziano nagle zapalające się światła, pomimo że w środku budynku nie było nikogo. Nawet drzewa w ogrodzie, w co nie za bardzo wierzę, wydawały się upiorne nocą. Nie wiem czy ten dom do dziś stoi, ale legenda o nim pozostała. Opisałam tu tylko niewielki odcinek tej niezwykłej niegdyś kolei, a przecież to nie koniec opowieści o duchach kolejowych, są jeszcze te, które podróżnym pojawiały się w pociągach, ale o nich opowiem innym razem.
Napisz komentarz
Komentarze