Julia mieszka w Polsce od roku, pracuje w sklepie internetowym, a od rana pomaga w OSP jako tłumaczka, bo uciekinierki nie znają języka. Julia jest wzruszona pomocą jaką jej rodaczki otrzymują w Milanówku. – Nie wiem, gdzie są jeszcze takie ludzie jak tu! – mówi.
Kobiety z Lwowa
- Rano przyjechały do nas cztery Ukrainki, dwie pojadą do mężów, jeden z nich jest w Niemczech, a drugi na zachodzie Polski. Pozostałe zostają na razie u nas, ale już kilkunastu mieszkańców wyraziło chęć udzielenia im schronienia. Kobiety praktycznie nic nie miały. Całe rodziny musiały spakować się w jedną walizkę – mówi Sławomir Wieleciński prezes OSP. Łóżka polowe zorganizowało ZHP, a mieszkańcy zareagowali na nasz post i przynieśli wszystko potrzebne rzeczy. Teraz będziemy prowadzić tylko zbiórkę pieniężną dla nich, bo są bez środków do życia. – dodaje.
Mamy i dzieci w drodze
Elizawieta ma roczek. Marija jej mama jest agentką nieruchomości. Jechały do Polski dwa dni. Miały tylko słodycze i sok. Marija widziała na mapie jak zaznaczają terytorium, które Rosjanie zajmowali i przestała się wahać czy uciekać do Polski. Jej mąż legalnie pracuje w Niemczech i przyjedzie po nią za kilka dni. Razem pojadą do Niemiec. Marija jest szczęśliwa, że wkrótce będzie razem z mężem i mówi, że ona i jej córeczka już są bezpieczne.
– Cieszę się, że trafiłyśmy właśnie tu, gdzie są sami dobrzy ludzie. Ale kiedy ta wojnie ucichnie wrócimy do domu, nie zostaniemy na stałe za granicą – dodaje.
Rozstanie na granicy
Ira ma dwoje dzieci: roczną Alinę i czternastoletnią Aleksandrę. Jej mąż został na Ukrainie.
- Rozstaliśmy się na granicy – Ira ma łzy w oczach. Liczyła na to, że męża wypuszczą z Ukrainy, bo ma inwalidzkie papiery. To było strasznie bolesne. Zatrzymali go na kordonie – mówi i płacze. – Nie chciałam wyjeżdżać z Lwowa, nie chciałam rozstawać się z mężem. Przekonał mnie jednak, że trzeba chronić dzieci: jeśli mnie też zabiorą na wojnę, to co ty zrobisz z dwójką dzieci? Więc poszłam do Polski… Jestem bardzo wdzięczna za pomoc. Polska to jedyny kraj, który naprawdę nam pomaga – dodaje. – Jeden kraj pomaga, a drugi idzie z wojną.
Uciec z Lwowie
Ielena w OSP jest z trójką dzieci. Jej mąż pracuje w Koszalinie, a więc mimo zmęczenia i lęku o rodziców i brata, którzy zostali na Ukrainie, Ielena jest szczęśliwa, że wkrótce zobaczy męża.
– Mamy zamieszkać wszyscy razem w Koszalinie, kiedy tylko znajdzie dla nas mieszkanie – mówi.
Ielena zna trochę język, bo pracowała kiedyś w Polsce.
– Siedziałyśmy wczoraj w piwnicy i czekałyśmy – wspomina dzień ucieczki z Lwowa. – Jeszcze nikt nie strzelał, ale dzień dwa i już nie wiadomo, co będzie – opowiada. - Bankomaty wypłacały tylko niskie sumy, a kolejki na kilka godzin stania. Dolarów i euro w kantorze nie można kupić. Jedzenie w sklepach jeszcze jest, ale już powoli znika. Trzeba było uciekać.
Znajomy dowiózł Ielene, jej siostrę, bratową i babcie w pobliże granicy. Musiały jednak jeszcze przejść pieszo 20 km, z dziećmi i walizkami.
– Piechotą było szybciej. Kolejka, tych którzy chcą wyjechać samochodami ciągnie się na wiele kilometrów – mówi. – Przejście przez granice z małymi dziećmi nie jest proste. Jest jedna kolejka dla wszystkich – dodaje. – Chciałbym, żeby to wszystko się skończyło i żebyśmy mogli wrócić do domu – mówi. – Ale jeśli trzeba będzie zostać to poszukam pracy, dzieci muszą chodzić do szkoły, a tu nie będą żyły w strachu.
Czytaj także: #napomocUkrainie
Napisz komentarz
Komentarze