Przegląd Regionalny:500-lecie to czas, żeby powiedzieć, że dawny Grodzisk Mazowiecki, czyli ten, który mieszkańcy pamiętają z lat 80., 90., a ten dzisiejszy to dwa różne miasta. Tu nikt nie wątpi, że to pan stworzył to nowe miasto.
Grzegorz Benedykciński: Określiłbym to trochę inaczej, ponieważ tak naprawdę to nasze miasto stworzyło mnie. Przyjechałem tu z północy Polski jako magister inżynier rolnik i zostałem dyrektorem PGR-u Książenice. Namówiony przez przyjaciela, wziąłem udział w wyborach do Rady Miasta i wygrałem - choć startowałem z własnego komitetu. Po czterech latach, dzięki zaufaniu, którym obdarzyli mnie mieszkańcy, wygrałem wybory na burmistrza – wiem, że wielu to wtedy zszokowało. Gdy byłem burmistrzem od miesiąca, usłyszałem w wypożyczalni kaset video: „Tym z PGR-u nie wypożyczamy!”, a taki adres miałem jeszcze wpisany w dowodzie. Rozumiałem to, że wielu niedowierzało, że zostałem burmistrzem, dlatego wykonałem sporo pracy, by przekonać do siebie ludzi. Wygląda na to, że mi się to udało skoro mija właśnie 28 lat odkąd jestem tu burmistrzem…
P.R: Ten wybór okazał się strzałem w dziesiątkę dla miasta. Szczególnie, gdy porówna się poziom i tempo rozwoju innych gmin z Grodziskiem.
G.B: Ludzie, wybierając mnie, dali mi szansę na rozwój, na wdrożenie marzeń o nowoczesnym mieście. Mówiłem o tym w pierwszym wywiadzie, którego udzieliłem zostając burmistrzem, a miałem wtedy 30 lat. Nosił tytuł „Grodzisk mój widzę ogromny”, i gdy niedawno go przeczytałem, to muszę przyznać, że wiele z rzeczy, o których wtedy mówiłem udało się zrealizować.
P.R: Marzył pan o byciu burmistrzem?
G.B: Od razu po ukończeniu technikum odbyłem staż w Urzędzie Miejskim. To była praca z ludźmi i dla ludzi, dlatego mi się spodobała. Teraz tak myślę, że może to za sprawą genów, ponieważ mój ojciec był wójtem, a w domu mam akt mianowania pradziadka także na wójta! A więc to, że zostałem wybrany, obudziło we mnie pozytywne odruchy działalności społecznej, której jednak także starałem się nauczyć.
P.R: Można nauczyć się być burmistrzem?
G.B: Miałem to szczęście, że w 1990 roku wyjechałem do Belgi i Francji jako ekspert Banku Światowego. Powodem były targi maszyn rolniczych. Ten wyjazd dał mi okazję popatrzeć na francuskie i belgijskie miasteczka z punktu widzenia ich urządzenia, estetyki, dbałości architektonicznej. Poznałem wówczas w Belgi Josepha Bonmariage’a, burmistrza, który sprawował tę funkcję najdłużej w Europie, bo aż 48 lat. Gdy więc zostałem burmistrzem, zaprosiłem go do Grodziska. Przyjechał na kilka dni, po których poprosiłem go, żeby mi powiedział, co w jego odczuciu jest do poprawy w naszym mieście. Wymienił wiele rzeczy, na które trzeba zwrócić uwagę m.in. na brak deszczówek. Ponadto, mieszkańcy wyjeżdżali z miasta w poszukiwaniu pracy.
P.R: Mieszkańcy, mający mniej niż 40 lat, mogą nie pamiętać, jak te ulice kiedyś wyglądały.
G.B: Wielu mieszkańców może już nie pamiętać dawnego Grodziska. Jako burmistrz uczyłem się samorządności i tego jak ma wyglądać piękne i nowoczesne miasto, a takie widziałem w Belgi, Francji, a potem w Austrii. Chciałem bardzo prostej rzeczy: czuć się w Grodzisku dobrze, bezpiecznie. Pragnąłem żyć w zorganizowanej przestrzeni, czyli w mieście czystym, zadbanym. Lubię, gdy wszystko jest uporządkowane, razi mnie np. przechylony znak, lub gdy na ulicach jest brudno. Wiadomo, że nie można zrobić wszystkiego na raz, więc zaczęliśmy od podstaw, czyli m.in. od budowy kanalizacji. Ciężko wymienić teraz wszystkie kroki, które po kolei podejmowaliśmy. Wszelkie działania natomiast łączył wspólny cel: chciałem uzyskać to, by ludzie pokochali to miasto, by nie mówili źle o Grodzisku. A na początku tak mówili nawet ci, którzy się tu rodzili i kochali to miasto. Mieszkańcy mieli kompleks Milanówka, Pruszkowa, Żyrardowa. Bardzo mi zależało na tym, by czuli się dumni z tego, że tu mieszkają. To zadeklarowałem także podczas uruchomienia basenu w 2000 roku, czyli po sześciu latach mojej kadencji. A to był pierwszy basen w tym rejonie. „Jestem dumny, że mieszkam w Grodzisku” powiedziałem wtedy. I to było moje marzenie, żeby ludzie powszechnie mówili, „jestem dumny, że jestem z Grodziska”, żeby noszenie koszulki z napisem „Grodzisk” było powodem do dumy.
P.R: Co jest dla pana najważniejsze w obchodach 500-lecia miasta?
G.B: Radość i duma, że uczyniliśmy z tego miejsca miasto, z którego nasi przodkowie byliby dumni. Ten rok to też czas, gdy realizujemy kluczowe inwestycje: budowę wielkiej Hali Widowiskowo-Sportowej i obwodnicy zachodniej, które zmienią cały rejon. Ważny jest też fakt, że w Grodzisku mieszka 25 tys. ludzi, którzy przenieśli się tu z innych miejsc w ostatnich 20. latach. Ci ludzie nie mieli czasu na zapoznanie się z historią miasta, na integrację z tym miejscem. Obchody 500-lecia mają włączyć ich do rodziny grodziskiej. Chcemy, żeby poznali dzieje tego miasta, które są niezwykle ciekawe i żeby ta wiedza przerodziła się w miłość do miasta. Bardzo chcę, żeby to miejsce pokochali, bo miłość zmienia zachowania, powoduje, że bardziej dbamy, propagujemy, cieszymy się z tego, że właśnie tu żyjemy.
P.R: Miłość do miasta to główne przesłanie obchodów 500-lecia?
G.B: Szanuje żydowski fragment historii miasta i to, że żyło tu wielu ważnych obywateli pochodzenia żydowskiego. Dążę do tego, by na ulicy Harcerskiej na bazie kamienic, które zostały po tych mieszkańcach miasta, stworzyć fragment miasta, który będzie przypominał Grodzisk przedwojenny. Z tym klimatem który tam był, w moim przekonaniu - bezcennym. Osobiście nie znam tego klimatu, gdyż pochodzę z Aleksandrowa Kujawskiego, w którym Żydów mieszkało niewielu. Ale w Grodzisku ta społeczność była bardzo liczna, dlatego uroczystości odbywać się będą w sąsiedztwie Harcerskiej, ponieważ chciałbym, żeby ludzie choć na chwilę wtopili się w klimat grodziska przedwojennego. Zależy mi także na tym, abyśmy podczas obchodów wrócili do jeszcze jednego etapu historii miasta, gdy Grodzisk był uzdrowiskiem. Choć dziś to miasto jest bardziej przemysłowe.
P.R: Jaką wartość niesie dziś dla miasta to, że była tu społeczność Żydowska?
G.B: Tolerancję i bezpieczeństwo. My jesteśmy tolerancyjni. Zachowania związane z ksenofobią, z antysemityzmem są niezwykle rzadkie, a jeśli się zdarzają to ich autorami są zazwyczaj przyjezdni. Z pokolenia na pokolenie przekazujemy tolerancję. Nasza stuletnia mieszkanka, szefowa Związku Armii Krajowej, potrafi godzinę opowiadać o koleżankach Żydówkach, a mówiąc o nich nie stosuje kategorii: Żydówka – Polka. W Grodzisku może być w jidysz napisane na dworcu powitanie czy napis „Tęsknie za tobą Żydzie” i nikt z tego nie robi wydarzenia. Akceptacja dla różnorodności miasta, której nie baliśmy się pokazywać, sprawiła, że to miasto otwarte i bezpieczne.
Napisz komentarz
Komentarze