Mieszkańcy chcąc znaleźć rozwiązanie trapiących ich spraw udają się do urzędu. Często liczą, że uda się zaprezentować temat włodarzowi. Wiadomo jednak, że kalendarz jest jednak napięty i liczba obowiązków powoduje określony czas wójta, burmistrza czy prezydenta na spotkania z mieszkańcami.
W Nadarzynie tę kwestię starano się rozwiązać. Precyzując - wójt Dariusz Zwoliński zerknął po urlopie w kalendarz i wtedy się zaczęło. - Okazało się pod koniec sierpnia, że kolejka oczekujących na poniedziałkowe spotkania w urzędzie gminy jest bardzo długa i zapisy realizowane są już na grudzień br. - przedstawia wójt gminy Nadarzyn.
Wiadomo, że niektóre sprawy są pilne i mieszkańcy w miarę możliwości jak najszybciej chcieli odbyć rozmowę z włodarzem. Wójt rozumiejąc tę kwestię postanowił wyjść naprzeciw potrzebom, ale nie do końca się to sprawdziło. - Z szacunku do mieszkańców postanowiłem zwiększyć liczbę dni – pomimo innych obowiązków - poświęconych na spotkania indywidualne z mieszkańcami do trzech w tygodniu. Sekretariat obdzwonił zainteresowanych ustalił nowe szybsze terminy. Niestety… około 20% zapisanych osób nie przybyło na spotkanie. Również nie poinformowało o braku możliwości przybycia - tłumaczy Dariusz Zwoliński.
Osoby, które nie przyszły na mieszkaniec „zablokowały” termin i czas, który mógł być zupełnie inaczej wykorzystany. - Nie ma oczywiście obowiązku realizacji terminu wizyty. Jest jednak coś takiego jak kultura i wzajemny szacunek. I nie tylko do urzędu , czy urzędnika. Także do współmieszkańców, którzy mogliby skorzystać z możliwości wcześniejszego załatwienia swojej sprawy, czy problemu w urzędzie. Zdarzało się, iż w wyniku tzw. „pilnej sprawy” , czy "nagłego wezwania" musiałem przekładać zaplanowane wcześniej spotkania. Zawsze jednak urząd z wyprzedzeniem informował interesanta i ustalał najszybszy dogodny termin dla obu stron. Tak zresztą postępują inni pracownicy naszego urzędu. Warto zachować ten obyczaj w obustronnych relacjach - zaznacza wójt.
Napisz komentarz
Komentarze