Od 11 marca gracze pruszkowskiego Znicza nie mogli wygrać na swoim stadionie. Po zwycięstwie 1:0 z Polonią Warszawa tracili u siebie punkty z Olimpią Elbląg (0:1), Motorem Lublin (1:2) i Pogonią Siedlce. Pechową serię domowych meczów udało się zakończyć w miniony weekend.
W piątek Znicz zmierzył się z rezerwami Śląska Wrocław. Choć wrocławianie – podobnie jak i w Ekstraklasie – zajmują miejsce w strefie spadkowej, spotkanie nie należało do łatwych. Pruszków od pierwszych minut zaatakował rywala, co dało efekt w 13. minucie, gdy po błędzie obrony Śląska do siatki trafił aktualnie najlepszy snajper ligi Maciej Firlej. Niedługo później zawodnicy trenera Misiury wygrywali już 2:0 – zamieszanie w polu karnym przeciwnika wykorzystał Mateusz Grudziński. Trenerzy piłkarscy często mawiają, że „2:0 to niebezpieczny wynik”. Nerwów nie brakowało, ponieważ jeszcze przed przerwą bramkę kontaktową zdobył Hubert Muszyński. Po zmianie stron oba kluby miały swoje szanse, ale ostatecznie rezultat nie uległ już zmianie.
– Uważam, że bramka, którą straciliśmy, niepotrzebnie wprowadziła nerwowość w naszych poczynaniach i trochę odwrócił się scenariusz, rywal poczuł, że może coś zrobić – powiedział na pomeczowej konferencji trener Znicza Pruszków Mariusz Misiura, który kolejny raz wspomniał o słabym stanie murawy.
Po 30. kolejce eWinner II Ligi Znicz plasuje się na 4. pozycji w tabeli (52 punkty – o 2 mniej od Kotwicy Kołobrzeg i Stomilu Olsztyn oraz o 6 mniej od lidera Polonii Warszawa). Do końca sezonu pozostały 4 mecze. Najpierw piłkarze z Pruszkowa zagrają u siebie z GKS Jastrzębie, później na wyjeździe czekać na nich będzie Lech II Poznań, a w ostatnich dwóch kolejkach Znicz podejmie na własnym stadionie Wisłę Puławy i na wyjeździe Hutnika Kraków. Każde z tych spotkań – biorąc pod uwagę niewielkie różnice punktowe pomiędzy rywalami – ma ogromne znaczenie w kontekście walki o awans do I Ligi.
Napisz komentarz
Komentarze