Po domowej wygranej z rezerwami Śląska Wrocław Znicz Pruszków plasował się na 4. miejscu w ligowej tabeli, mając tylko 2 punkty mniej od Kotwicy Kołobrzeg i Stomilu Olsztyn. Już wtedy w głowach pruszkowskich kibiców pojawiały się myśli, że ich drużyna może wygrać rywalizację o drugą lokatę w stawce, która gwarantuje bezpośredni awans do Fortuna I Ligi. Kolejne dwa spotkania sprawiły jednak, że sytuacja znacznie się skomplikowała i takie osiągnięcie stało się naprawdę bardzo mało realne.
12 maja na stadionie w Pruszkowie zameldowali się zawodnicy ekipy GKS Jastrzębie. Zespół środka tabeli, choć dysponujący dużym potencjałem, otworzył wynik w 40. minucie za sprawą bramki Kacpra Zycha. Znicz to drużyna, która potrafi odwrócić losy spotkania, ale tym razem do głosu ponownie doszli goście. Tuż po przerwie Zych drugi raz trafił do siatki gospodarzy. W 72. minucie nadzieję miejscowym kibicom przywrócił gol samobójczy GKS-u. Ostatecznie Pruszków przegrał mecz 1:2 i strata do drugiego miejsca w lidze wynosiła już 5 punktów.
– Biorę to w 100 procentach na swoje barki, nie szukając żadnych wytłumaczeń. Mimo że przegrywaliśmy 0:2, wierzyliśmy, że możemy ten wynik odmienić. Nie udało się tym razem, ale mimo porażki mam poczucie dumy z tej drużyny. Na miejscu kolejnych przeciwników nie chciałbym grać przeciwko takiemu Zniczowi. My nie odpuścimy i się nie poddamy – powiedział na pomeczowej konferencji szkoleniowiec gospodarzy Mariusz Misiura.
W minioną niedzielę 21 maja klub z Pruszkowa, który otrzymał licencję na grę w I Lidze, wybrał się na bardzo ważne spotkanie do Wronek. 3 kolejki – 9 punktów do zdobycia i wciąż możliwość uzyskania bezpośredniej promocji do wyższej klasy rozgrywkowej. A jednocześnie zagrożenie wynikające z „grupy pościgowej”, która robi wszystko, żeby znaleźć się na miejscu dającym baraże. Starcie z rezerwami Lecha Poznań nie należało do najłatwiejszych.
W ostatnich minutach
Poznanianie wciąż nie byli pewni utrzymania w eWinner II Lidze i liczyli na to, że w niedzielę zagwarantują sobie ligowy byt, do czego potrzebny był im remis. W składzie Kolejorza znalazł się między innymi Filip Wilak, który w piątek rozegrał kwadrans podczas starcia pierwszego zespołu Lecha w PKO BP Ekstraklasie z Koroną w Kielcach (0:3). Gracze trenera Artura Węski szybko zdobyli bramkę, bo już w 12. minucie Miłosz Mleczko (nota bene były zawodnik Lecha) musiał wyciągać piłkę z siatki po strzale Maksymiliana Dziuby. W dalszej części meczu nie brakowało groźnych okazji z obu stron, a po stronie gości Paweł Moskwik trafił w słupek bramki przeciwnika.
Wyrównanie udało się wywalczyć krótko po rozpoczęciu drugiej odsłony, choć najpierw Mleczko musiał uchronić swoją ekipę przed znakomitą szansą Norberta Pacławskiego. W 55. minucie Maciej Firlej popisał się świetnym strzałem zza pola karnego. Znicz złapał wiatr w żagle i coraz mocniej naciskał rywali, którzy mogli liczyć na pewnie broniącego Mateusza Mędralę. Około 10 minut przed końcem regulaminowego czasu gry piłkarze trenera Misiury dopięli swego i objęli prowadzenie po golu Dawida Barnowskiego. Gdy wydawało się, że 3 punkty pojadą do Pruszkowa, w samej końcówce sędzia podyktował rzut karny dla Lecha, a jedenastkę zamienił na bramkę Mateusz Żukowski.
1 oczko w 2 ostatnich starciach oznacza, że Znicz zajmuje teraz 5. miejsce w tabeli, mając 5 punktów straty do drugiej Kotwicy Kołobrzeg, 2 do Stomilu Olsztyn i taki sam dorobek jak znajdująca się na czwartej pozycji Wisła Puławy. Za nimi KKS 1925 Kalisz oraz Motor Lublin, którzy posiadają 2 punkty mniej, a także Pogoń Siedlce (6 punktów straty do Znicza).
27 maja o godzinie 20:30 w Pruszkowie hit kolejki – mecz z Wisłą Puławy. 4 czerwca zaś o 18 Znicz rozegra wyjazdowe spotkanie z Hutnikiem Kraków. Możliwe, że już w maju Pruszków zapewni sobie miejsce w fazie play-off.
Napisz komentarz
Komentarze