Pod koniec sierpnia w mediach społecznościowych pojawił się wzruszający apel jednej z mieszkanek miasta dotyczący bezpieczeństwa w Pruszkowie. Kobieta opisała napad na jej syna, który został zaatakowany w Parku Potulickich i pocięty po rękach za pomocą zbitej butelki. Na miejscu zdarzenia pojawiła się policja oraz pogotowie ratunkowe. Pokrzywdzony trafił do szpitala.
Mimo powagi zdarzenia, do tej pory nie pojawiła się oficjalna informacja o napadzie. Policja nie rozpoczęła działań, mających na celu wyjaśnienie sprawy i ewentualnie odnalezienia sprawców. Nam udało się dotrzeć do pokrzywdzonego mieszkańca Pruszkowa, który zgodził się opowiedzieć o ataku.
- Był wieczór. Wróciłem akurat z randki w Warszawie. Spotkałem znajomych i razem poszliśmy porozmawiać do Parku Potulickich. Potem udaliśmy się do sklepu. Ja zostałem w nim trochę dłużej. Po chwili miałem dołączyć do kolegów. Kiedy wszedłem do parku, zaczepił mnie mężczyzna z Białorusi. Znałem go wcześniej. Już miałem z nim nieprzyjemności. Kiedyś, pod jednym ze sklepów w mieście, zacząłem rozmawiać z dziewczyną z Ukrainy. Nie spodobało się to właśnie temu Białorusinowi i jego dwójce kolegów. Byli agresywni, chcieli mi zrobić krzywdę. Wówczas ktoś z obsługi sklepu wezwał policję. Kiedy przyjechali, tamci się uspokoili. Tym razem sprawa potoczyła się inaczej. Mężczyzna zaczął mieć do mnie pretensje i mi groził. Chciał się bić. Odłożyłem worek, który miałem ze sobą, a następnie wyprowadziłem cios. Nie trafiłem. Mężczyzna odszedł do swoich kolegów, którzy siedzieli na ławce obok. Myślałem, że to już koniec zajścia. Kiedy schyliłem się po mój worek, napastnik wrócił do mnie ze zbitą butelką. Ranił mnie po rękach – opowiedział nam pokrzywdzony.
Nasz rozmówca po ataku poszedł do pobliskiego sklepu. Sprzedawca wezwał karetkę i policję.
- Mężczyzna był zakrwawiony, widać było, że jest ranny, chwiał się na nogach. Wezwałem służby. Kojarzę również tych, którzy go napadli. Byli u nas tego dnia w sklepie. Zostali zapewne sfilmowani przez nasze kamery. Zachowywali się agresywnie. Zaczepiali dziewczyny z Ukrainy. Wcześniej zadzwoniłem po straż miejską. Opowiedziałem, jak się zachowują i gdzie są. Nie wiem, czy pojawił się patrol. W każdym razie tych mężczyzn nie zatrzymali. Wiem, że to byli obywatele Białorusi, bo sami o tym mówili. Potwierdziły to również dziewczyny, które zaczepiali – opowiedział nam pracownik sklepu, który wezwał karetkę i policję po napaści.
Pokrzywdzony mężczyzna został odwieziony do szpitala, gdzie założono mu szwy.
O incydencie pod koniec sierpnia dyskutowali niemal wszyscy mieszkańcy Pruszkowa. Sprawa została poruszona nawet na Komisji Prawa, Administracji i Bezpieczeństwa Rady Miasta. Zdarzeniem jednak nigdy nie zajęła się policja.
- Nie otrzymaliśmy informacji na temat naruszenia prawa. Odnotowaliśmy interwencję w tym dniu, ale nasze działania nie potwierdziły, aby pokrzywdzony był ofiarą przestępstwa. Policjanci nie zostali ani wówczas, ani później poinformowani o popełnieniu przestępstwa. Zachęcamy pokrzywdzoną osobę lub świadków zdarzenia, do kontaktu z nami — poinformowała nas asp.szt. Monika Orlik, Oficer Prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Pruszkowie.
Mężczyzna, który został ranny podczas ataku, był zaskoczony tą informacją.
- Myślałem, że skoro policja była na miejscu, to zajęli się sprawą. Podobnie zdziwiła mnie historia z monitoringiem w parku. Przecież tam są kamery. Całe zdarzenie powinno być nagrane. Nie wiedziałem, że dodatkowo jest potrzebne zgłoszenie ataku. Przyznaję, że się waham, czy iść z tym na komisariat. Przemyślę sprawę i zadecyduję – obiecał nasz rozmówca.
W tej chwili nie wiadomo, czy policja zajmie się zdarzeniem. Mimo że do napadu doszło niemal w centrum miasta, a sam atak mógł zostać zarejestrowane przez miejski monitoring, możliwe, że funkcjonariusze nigdy nie zbadają przebiegu zdarzenia. Dlatego tak ważna jest współpraca mieszkańców ze służbami porządkowymi miasta. Bez informacji o problemach w Pruszkowie, policja nie ma możliwości działać, a tym samym zapewnić nam bezpieczeństwa.
Napisz komentarz
Komentarze