W maju napisaliśmy o płocie, który dzieli Grodzisk Mazowiecki na część lepszą i gorszą, jak mówią mieszkańcy. Gorsza jest ta, gdzie jest płot, odgradzający Mrownę od Bulwaru Sobieskiego, czyli od osiedli.
Za płotem są zakłady Gedeon Richter Polska, które twierdzą, że mają na płot pozwolenie i że ogrodzenie od strony ulicy zabezpiecza teren zakładu przed wstępem osób postronnych. Jest także rodzajem ekranu odgradzającego teren spółki od nieruchomości położonych wzdłuż ulicy. Przed czym i w jaki sposób chroni mieszkańców płot z blachy falistej, nawet gdy jest jak ten na osiedlu Łąki, wysokości trzech metrów?
Historia z dreszczykiem z PRL
Kiedyś w tym miejscu mieściły się zakłady Polfa, które miały status zakładów ważnych dla obronności kraju i były jednym z dziesięciu największych trucicieli. Rzeka często służyła jako nielegalny ściek, przyjmując różne kolory od wylewanych chemikaliów, kiedyś nawet płonęła. – Obecnie jednak na Mrownie pływają kaczki, co jest najlepszym dowodem, że woda w tej niewielkiej rzeczce jest czysta – mówią mieszkańcy.
Za czasów PRL, trzymetrowy płot z blachy służył nie tylko jako ochrona przed bezpośrednim sąsiedztwem zakładu. Starsi mieszkańcy pamiętają, że kradzieże z terenu zakładu były na porządku dziennym, a raczej nocnym. – W lata 60. i 70., płot stał po tamtej stronie rzeki, po stronie Polfy – wspominają. - Przeniesiono go na stronę osiedla również w celu ograniczenia liczby włamań i kradzieży.
Płot może, ale czy musi
Po naszej pierwszej publikacji na Bulwarach Sobieskiego odbyło się spotkanie władz miasta z mieszkańcami, na które nie przybyli ani przedstawiciele zakładu, ani dyrekcji Wód Polskich, które zarządzają rzekami. Obiecano wtedy mieszkańcom wiele, ale nie to, czego chcieli – czyli że płot zostanie przestawiony na drugą stronę rzeki. W zeszłym tygodniu w programie Radia Dla Ciebie „Jest sprawa: spór o płot w Grodzisku Mazowieckim” redaktor Elżbiety Uzdańskiej, przed mikrofonami zasiedli przedstawiciele mieszkańców oraz „Przeglądu Regionalnego”. Wiceburmistrz Norbert Cegliński oraz pracownicy urzędu miasta połączyli się ze studiem telefonicznie. Nie było przedstawicieli Gedeon Richter Polska ani dyrekcji Wód Polskich, które to podmioty nadesłały do RDC pisma, z których – mówiąc w skrócie – wynikało, że płot może stać, jak stoi.
CZYTAJ TAKŻE:
– Miasto nie jest właścicielem płotu. Właścicielem jest Gedeon Richter – bronił się podczas programu wiceburmistrz Norbert Cegliński. Na pytanie, kto jest właścicielem działki, na której płot stoi, obecni na łączach pracownicy urzędu miasta nie umieli odpowiedzieć. Przyznali, że ogrodzenie znajduje się na działce o nieuregulowanym stanie prawnym. A więc nie wiadomo, czyją jest własnością. Jak to możliwe, że do tej pory miasto tego nie ustaliło?
Ziemia niczyja a płot zakładu
– Według moich informacji ta działka została w 2018 roku przekazana Wodom Polskim – powiedział mieszkaniec Łąk Arkadiusz Sawicki. – A prawo wodne mówi, że nie wolno grodzic rzeki – dodał koronny argument mieszkańców walczących z płotem.
Niestety z pisma spółki, które nadesłano do redakcji, wynika, że dyrekcja Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie nie ma zastrzeżeń co do lokalizacji ogrodzenia wzdłuż rzeki. Kontrola była przeprowadzona w lipcu tego roku. Z pisma wynika także, że rzeka utrzymana jest w stopniu wzorcowym.
Nie ma zastrzeżeń, nie oznacza jednak, że płot nie może stać z drugiej strony rzeki. Nasuwa się więc kolejny raz to samo pytanie, czy mieszkańcy mają prawo domagać się dostępu do rzeki? Norbert Cegliński ujawnił, że Gedeon poinformował miasto, że mając na uwadze dobro i potrzeby mieszkańców w przypadku zmiany charakteru działalności, nie wyklucza w przyszłości powrotu do rozmów. – A więc jest światełko w tunelu… – zakończył wiceburmistrz, przypominając, że ten zakład ma szczególne znaczenie dla gospodarki i obronności.
Czy takie „światełko” satysfakcjonuje mieszkańców?
Nadzieja dla mieszkańców
Z pisma wysłanego do RDC wynika jednak, że w tym tygodniu ma się odbyć w Warszawie, spotkanie Wód Polskich z właścicielem płotu w celu omówienia sytuacji.
– Łąki to dzielnica, która daje miastu duże zyski w podatkach – powiedział walczący o przeniesienie płotu Jacek Gawron. – Dlaczego jest najbardziej zaniedbaną dzielnicą? Ani miejsca na rozrywkę, ani na uprawianie sportu, ani spacer nad rzeką? Nie możemy, posiedzieć na ławce, popatrzeć, jak kaczki pływają. Czemu musimy patrzeć na obozowe, trzymetrowe ogrodzenie z blachy falistej? – zapytał mieszkaniec Jacek Gawron. Będziemy do tego tematu wracać.
Napisz komentarz
Komentarze