Kilka niewielkich plastikowych stołów połączonych w jeden. Na nim kilkanaście kubków. Każdy inny. Jeden z logo banku, inny herbem gminy, kolejny ze świątecznym rysunkiem renifera. Jedna prosta, brązowa szklanka, jaką chyba każdy miał w domu. Podobnie jest z ludźmi zgromadzonymi wokół stołu. Każdy inny. Kobiety i mężczyźni, osoby starsze i młode. Wśród zebranych jest lekarz i mężczyzna pracujący na budowie. Zamożni i ubodzy. Pozornie niewiele ich łączy. Jednak wszyscy przyszli tu, aby walczyć ze wspólnym wrogiem. Wrogiem, jak opisują go sami zebrani, podstępnym, przebiegłym i cwanym. Alkoholem.
Krok 5: Wyznaliśmy sile wyższej, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
Zaproszenie na spotkanie wspólnoty Anonimowych Alkoholików w Pruszkowie mnie zaskoczyło. Zawsze myślałem, że te grupy spotykają się potajemnie tak, aby jak najmniej osób o nich wiedziało. Tak rozumiałem słowo „anonimowi”. Prośba, abym napisał na temat AA, nie pasowała do tego wyobrażenia.
Na początku spotkania nie czułem się częścią wspólnoty. Zebrani mieli swoje powitanie, rytuały, których nie znałem. Byłem niczym intruz. Kiedy jednak rozpoczęła się właściwa część mityngu, wszystko stało się zrozumiałe. Każdy z zebranych, który miał ochotę, zabierał głos i opowiadał o swoich przeżyciach. Niektóre bezpośrednio odnosiły się do alkoholu. Kobieta w średnim wieku opowiedziała, jak zareagowała, widząc tego dnia rano mężczyzn pracujących niedaleko jej domu, którzy w trakcie pracy pili piwo i się śmiali. Wróciły wspomnienia, kiedyś postępowała podobnie. Inni zabrani opowiadali o swoich problemach i uczuciach związanych tym, co aktualnie dzieje się w ich życiu. Od spraw trywialnych, jak się czuli, stojąc w korku, o poważnych czy jak zareagowali na wiadomość o rozwodzie najbliższych osób. Każdy, który się wypowiadał, był wysłuchany. Chociaż większość poruszonych historii była poważna, nawet ciężka, nie obyło się bez śmiechów i dowcipów. Przez półtorej godziny spotkania, czułem, że osoby, które się tu zebrały, są dla siebie wsparciem.
Wspólnota AA to dziś ponad 300 grup na samym tylko Mazowszu, w których niepijący alkoholicy pomagają wyjść z nałogu i pozostać w abstynencji tym, którzy nadal piją. Grupy działają na podstawie programu 12 kroków, który jest sposobem AA na uwolnienie od obsesji picia i życie w trzeźwości. Podobnych grup AA, jak ta która odwiedziłem w Pruszkowie, działa około 120 tys. w 180 krajach, skupiając około 2 mln członków. W Polsce AA obchodzi w tym roku 50. urodziny, na świecie ruch działa od lat 30. XX wieku, kiedy to narodził się w USA dzięki spotkaniu dwóch alkoholików: maklera giełdowego Billa W. i lekarza chirurga Dr. Boba (Dane: Biuro Służb Krajowych AA w Polsce).
Krok 1: Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu – że nasze życie stało się niekierowane.
Metod na skończenie z nałogiem jest kilka. Przy większości szpitali psychiatrycznych organizowane są grupowe terapie dla alkoholików. Czym różnią się one od spotkań AA? Mityngi organizowane są przez trzeźwiejących alkoholików, dla tych, którzy poszukują pomocy. Terapie zawsze prowadzi specjalista: terapeuta, psycholog lub psychiatra.
- Moja znajoma często przedstawia różnicę za pomocą obrazka. Rysuje na nim dół i mężczyznę, który do niego wpadł. To chory, alkoholik. Wokół dołu zbierają się różne osoby. Lekarze, psychologowie. Wyciągają ku niemu ręce, chcą pomóc. Tak wygląda terapia. Kiedy do dołu wskazuje, jakiś inny człowiek, aby pomóc uwięzionemu się z niego wydostać, to jest właśnie ktoś z AA. On już w tym dole był, zna go. Po chwili obaj razem wydostają się z tej pułapki – opowiada Wojtek[1], trzeźwy alkoholik, który zgodził się zostać po mityngu, aby ze mną porozmawiać.
- Terapia się kończy, spotkania AA nie — dodaje Ewa, która odkryła alkohol w wieku 14 lat i jak sama powiedziała, była to „miłość od pierwszego wejrzenia”. Chociaż przez wiele lat piła w sposób „normalny”, to zawsze towarzyszył jej w życiu.
- Pochodzę z tak zwanej normalnej rodziny, gdzie piło się okazjonalnie, w urodziny, czy imieniny. Ja zawsze czułam się inna niż wszyscy. Byłam okropnym dzieckiem. Moi rodzice się mnie wstydzili. Kiedy odkryłam alkohol, zmieniłam się. Już nie byłam potworną nastolatką. Stałam się miła i sympatyczna. Oczywiście nie było to mądre rozwiązanie. Nie piłam jeszcze wówczas regularnie. Po prostu odkryłam, że istnieje coś takiego, jak alkohol. I zawsze musiał gdzieś być. Jak była impreza, to ważne, żeby był alkohol, reszta się nie liczyła – opowiedziała Ewa. – W niezdrowy sposób zaczęłam pić po bardzo trudnej ciąży. Praktycznie 9 miesięcy leżałam w łóżku. Po porodzie rzuciłam się w wir imprezy. Przez 17 lat piłam w ten sposób. Oczywiście uważałam, że wszyscy tak piją. Że wszystko jest ok. Ale nie było ok, że zdarzały mi się różne wypadki po alkoholu, że zawsze zostawałam do końca imprezy, a kiedy wracałam do domu, musiałam otworzyć butelkę. Wtedy mi się to wydawało mi się normalne. W mojej branży na pewno wszyscy tak robią – kontynuowała.
Ewa uważa, że sięgnęła dna, podczas pandemii, kiedy zarządzono lockdown.
- Wcześniej miałam zasadę, że nie piję sama przed 22.00. Ale, kiedy siedziałam zamknięta w domu, zaczęłam „winkować” od rana. Wydawało mi się to takie fajne. Po Wielkanocy w 2020 roku, podczas rozmowy z mamą, okazało się, że nic nie pamiętam ani z niedzieli, ani z Poniedziałku Wielkanocnego. Wtedy postanowiłam coś zrobić z piciem. Zaczęłam chodzić na terapię – wspomina Ewa.
W ten sposób Ewa przestała pić. Jednak nie dało jej to ukojenia.
- Kiedy skończyłam z alkoholem, w mojej głowie zrodziło się jakieś szaleństwo. Czegoś mi ciągle brakowało. Zaczęłam robić różne rzeczy, żeby znaleźć spokój: postanowiłam zostać instagramerką, zaczęłam jeździć na rejsy, trenować jogę, uczęszczać na kręgi kobiet. Regularnie chodziłam do kościoła, chociaż wcześniej byłam bliska apostazji. Nic z tych rzeczy nie dawało mi ulgi. Żyłam w lęku i z poczuciem krzywdy. Nie rozumiałam, dlaczego nikt się mną nie zachwyca. Przecież przestałam pić! To moje szaleństwo w głowie mnie dopadło. Nie widziałam sensu życia, chociaż miałam zdrowe dzieci, męża i dobrą pracę. Byłam pod ścianą. Poszłam na mityng. Tutaj dopiero znalazłam ukojenie, zdołałam uspokoić to moje szaleństwo. Teraz jestem przynajmniej 4 razy w tygodniu na spotkaniach i staram się jak najbardziej pomagać innym alkoholikom. To mnie po prostu uspokaja – opowiada Ewa.
Wojtek na chwilę nam przerywa.
- Opowiadamy nasze historie, ale każdy, kto ma problem z alkoholem, to oddzielna opowieść. Jako wspólnota, nie twierdzimy, że droga, którą proponujemy, czyli program 12 kroków, jest najlepszy. Mówimy, że nam pomógł. Ja, podobnie jak Ewa, zaczynałem od terapii, a potem trafiłem do wspólnoty. Jednak znam ludzi, którzy nigdy nie byli na terapii, są w AA i świetnie sobie radzą. Podobnie wiem o osobach, które przestały pić po samej terapii i teraz są szczęśliwe. Każdy przypadek jest inny – zaznacza. – Są ludzie, którzy sami widzą swój problem i się do nas zgłaszają. Inni przychodzą po namowie bliskich, dzielnicowego, terapeuty czy z powodu nakazu sądu. Niektórzy pili kilka lat i jeszcze nie zdążyli wiele stracić, inni, jak ja, tkwili w nałogu ponad 20 lat – dodaje.
Wojtek poszedł na spotkanie AA, bo żona „postawiła go pod ścianą”: albo rozwód, albo coś zrobisz ze swoim piciem. Na pierwszym mityngu uznał, że to kompletnie nie dla niego.
– Pomyślałem: nigdy więcej. Jednak na kolejnym mitingu usłyszałem swoją historię! To, co mówił inny alkoholik, było o mnie, a więc zostałem. Dlatego po pierwszej wizycie nie warto rezygnować. Spróbować różnych spotkań w różnych miejscach. Nie ma tu żadnej regionalizacji, można pójść do grupy obok domu, a można pojechać na drugi koniec Polski. Ludzie tworzą atmosferę. Jeżeli tutaj nie mogę się odnaleźć, to może gdzie indziej będzie dobrze – zaznacza Wojtek.
- Broniłam się przed spotkaniami AA przez długi czas. Zawsze uważałam, że na mityngi chodzą starsi panowie z czerwonymi nosami, którzy narzekają na świat. Po pierwszej wizycie na mityngu tylko się w tym utwierdziłam, nie wiem dlaczego, szczególnie, że na spotkaniu było pewnie z 10 kobiet. Jednak tak sobie wtedy ubzdurałam – dodaje Ewa.
- Przyznaję, że jeszcze 20 lat temu tak wyglądały mityngi. To się zmieniło. Jest więcej kobiet. Duże zmiany nastąpiły również po pandemii. Osoby z problemem alkoholowym spotykały się wtedy online – zobaczyły, że w AA jest inaczej, niż myślały. Potem, zachęceni, zaczęli pojawiać się na stacjonarnych mityngach. We wspólnotach, pojawiło się w ten sposób dużo młodych ludzi – dodaje Wojtek.
Obecnie grup AA są również dopasowane do potrzeb osób szukających pomocy, bo idea dostępności także wpływa na tę wspólnotę.
- Mamy mityngi dedykowane kobietom, osobom LGTBQ – mówi Wojtek. – Oczywiście mogą na nie przyjść wszyscy, którzy mają problem z alkoholem, ale w szczególności właśnie ci alkoholicy, którzy szukają spotkania, na którym poczują się szczególnie bezpieczni, to ważne bywa zwłaszcza na samym początku – wyjaśnia Wojtek.
– Mamy także mityngi, które zapewniają opiekę nad dzieckiem na czas spotkania – dodaje Ewa. - W oddzielnej sali jest opiekunka, niania, która pilnuje pociech. Dzieci mają tam zabawki i animacje. Najbliższe takie mityngi są w Opaczy Kolonii i w Piasecznie – dodaje Ewa.
- AA także organizuje spotkania w więzieniach, ośrodkach wychowawczych. Nadal też jest wiele spotkań online – dodaje Wojtek.
W głowie rodzi mi się pytanie o finansowanie grup.
- Jesteśmy samowystarczalni. To bardzo ważne, bo program 12 kroków uczy nas również samodzielności. Widziałeś, jak na koniec spotkania skarbnik naszej grupy postawił na środku kapelusz, do którego wrzucano datki. Każdy daje tyle, ile może i chce. To wszystko. Dzięki temu funkcjonuje cała nasza wspólnota – wyjaśnia mi Wojtek.
Moi rozmówcy przyznają, że mityngi AA to jedyne miejsce, gdzie czują się bezpiecznie i mogą otwarcie mówić o swoich uczuciach i problemach, bo wiedzą, że są rozumiani i akceptowani przez siedzących obok innych niepijących alkoholików.
- Według mnie, osoba nieuzależniona, nigdy nie zrozumie alkoholika – przyznaje Ewa. – Mój mąż na przykład ciągle się dziwi, dlaczego ja wciąż chodzę na mityngi. „Przecież jest dobrze. Nie pijesz. Więc po co?”. Nie rozumie, że to szaleństwo, które mam w głowie, pojawia się kiedy jestem z dala od wspólnoty. Kiedyś ulgę w tym niepokoju, napięciu dawał mi alkohol, dziś znajduję go dzięki temu, że żyję według programu 12 kroków. Bez AA czegoś mi brakuje, a wtedy to szaleństwo picia może wrócić – dodaje.
Krok 8: Zrobiliśmy listę wszystkich osób, które skrzywdziliśmy, i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.
Wojtek pierwszy raz się upił do nieprzytomności, kiedy miał 12 lat. Od tamtej pory, przez 25 lat nie było w jego życiu dnia wolnego od alkoholu. Mimo to skończył szkołę i studia. Ożenił się, założył rodzinę. Nałóg zniszczył jednak powoli wszystko, co miał.
- Nie potrafiłem żyć. To była istota moich problemów. Jak teraz na to patrzę, to najważniejsze jest dla mnie to, że zatruwałem życie innym. Wiele osób, które przychodzą na nasze spotkania, mówi to samo: kiedy piłem, nie widziałem swojego problemu. Cały świat krzyczał: „Stary, co się z tobą dzieje?!”. A dla mnie wszystko było ok – zaznacza Wojtek. – Wiele razy obiecywałem żonie, że już nie wezmę alkoholu do ust i święcie w to wierzyłem. Na kolanach przysięgałem: to mój ostatni dzień, kiedy piję. A następnego dnia znowu byłem pijany. Jak to się działo? Żona próbowało robić wszystko co mogła, żebym przestał pić, przez te wszystkie lata szukała różnych sposobów. Dopóki jednak tylko straszyła i groziła, to na mnie nie działało. Dopiero, kiedy w jednej ręce miała kartkę z numer telefonu do ośrodka terapii uzależnień, a w drugiej pozew rozwodowy, poskutkowało. Zacząłem szukać pomocy – wspomina Wojtek.
W czasie, kiedy Wojtek pił, ranił swoich najbliższych: bił żonę, kradł pieniądze córkom. Mimo to uważał, że to on jest ofiarą. Był przekonany, że wszyscy złośliwie go gnębili i się czepiali. Kiedy przestał pić zrozumiał, jak zaburzona była jego perspektywa.
- Odkąd chodzę na mityngi, w moim domu nie ma krzyków. Wcześniej ja krzyczałam na męża, mąż na mnie, dzieci na nas i na siebie. Najwyraźniej okazuje się, że to ja byłam przyczyną tej agresji. Kiedy piłam, nie miałam o tym pojęcia – dodała Ewa.
Krok 2: Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowy rozsądek.
Większość osób chorych na alkoholizm działa w sposób irracjonalny. Chcą skończyć z alkoholem, jednak codziennie znajdują powód, aby się znów napić.
- Niektórzy nie wiedzą nawet, jak trafili do sklepu monopolowego, albo skąd wino wzięło się w ich domu. Albo uznają, że picie wódki, to problem, ale piwa już nie! – opowiada Ewa. – Ja zostawiałam kiedyś butelkę wina bez korka na noc. Wymyśliłam, że alkohol z niego wyparuje, i dlatego następnego dnia, będę mogła je bezpiecznie wypić. Czyste szaleństwo. Tak działa ta choroba – dodaje.
„Choroba” to słowo klucz. Alkoholizm jest uznany za chorobę (zaklasyfikowana numerem F10 w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-10), choć w społecznym odczuciu nadal bywa uważany za brak silnej woli. Niestety, silna wolna tu nie wystarczy, tak jak wypadku innych chorób. Pijący alkoholicy często nie potrafią podjąć racjonalnych decyzji, a ich problem towarzyszy im do końca życia.
- Na terapii poznałem różne narzędzia i triki, dzięki którym miałem nie pić. One często działają, ale jest coś takiego jak szaleństwo choroby alkoholowej. Sam jestem tego przykładem. Byłem na imprezie. Nie piłem wtedy od ponad 3 miesięcy. Użyłem wszystkich metod z terapii, trzymałem się też blisko żony, pilnowałem, żeby nikt mi przypadkiem nic nie nalał i tak dalej. Wszystko było super. Pod koniec zabawy zobaczyłem, że gościom zabrakło alkoholu. W ogóle mnie to nie obeszło. Nie piję, nie moja sprawa. Pewne małżeństwo poszło po alkohol na stację benzynową. Kiedy wrócili i od razu na wejściu krzyknęli: „Mamy, przynieśliśmy” podnosząc butelkę wódki. A ja, jak ten pies Pawłowa, pobiegłem do nich żeby się napić. Po 3 miesiącach abstynencji. Odruch. Nie wiem dlaczego – opowiedział Wojtek. – Odkąd chodzę na spotkania AA, to już mi się nie zdarza, czyli od ponad 20 lat. Jednak nie ryzykuję, używam narzędzi, których nauczyłem się na terapii. Jeżeli nie muszę, to nie chodzę tam, gdzie się pije – dodaje.
Krok 12: Przebudzeni duchowo w rezultacie tych kroków staraliśmy się nieść to posłanie innym alkoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.
Pod koniec rozmowy zaczynam rozumieć, dlaczego zostałem tu zaproszony.
- W AA uwierzyłem w altruizm. Chcę pomagać innym. Dziwnie to brzmi od gościa, który wcześniej bił żonę i okradał swoje dzieci, ale pomagam nie tylko ze względu na innych. Dzięki wsparciu, które daję innym uzależnionym, chronię siebie – zauważa Wojtek.
Każda osoba z grupy chce, a nawet jest zobligowana przez program, do pomocy innym uzależnionym. Cierpiącym, jak określają ich członkowie wspólnoty, czyli alkoholikom, którzy wciąż jeszcze piją. Dlatego zaproszono mnie na mityng i rozmowę, osoby jak Wojtek i Ewa chcą żebym zobaczył i przekazał Czytelnikom, że wizerunek alkoholika, jaki mamy w wyobraźni nie jest prawdziwy. AA to nie jest spotkanie: „starszych panów narzekających na świat”. To wspólnota, która pomaga cierpiącym na alkoholizm. Dlatego moi rozmówcy mówią: „Niczego nie obiecujemy, ale skoro nam wspólnota AA pomogła, to może warto, żeby inni również spróbowali?”.
[1] Wszystkie imiona w artykule zostały zmienione.
Napisz komentarz
Komentarze