„Dwadzieścia pociągów dziennie... 45 minut drogi do Warszawy... Wielkie słowa dla każdego, komu na pośpiechu zależy, w myśl dewizy: „Czas to pieniądz”. Położenie dworca wiedeńskiego w środku miasta ułatwia komunikację, kiedy wyjazd z dworców nadwiślańskiego, terespolskiego lub petersburskiego wymaga czasu, kosztów i zmęczenia. Dla Warszawy, która jest tak bardzo upośledzona w porównaniu z innymi miastami Europy, ba! nawet z małymi miasteczkami zagranicznymi; gdzie stosunek ludności do parków i ogrodów jest śmiesznie mały i czyni ją o tyle niemiłą i duszną w lecie... W miarę też wzrostu naszego grodu powstają coraz to nowe letniska, w bliższych i dalszych jej okolicach, odpowiadając tej wrodzonej potrzebie: swobody, spokoju, szerszego oddechu na łonie natury, przestrzeni, powietrza i słońca, która się budzi w duszy każdego mieszczucha wraz z pierwszym podmuchem wiosny. Jednym z najmłodszych naszych letnisk, a dla Warszawy, jednym z najbliższych jest Milanówek.”
I dalej:
„Milanówek jest wysoko położony i przez to jest tutaj bardzo sucho. Prześliczny, wysokopienny las, 180 morgów przestrzeni liczący, przeważnie sosnowy, daje czyste, zdrowe, aromatyczne powietrze. Wśród lasu polanka, ze wspaniałymi stuletnimi dębami porosła (ten oceni wartość ich cienia, kto wie z doświadczenia, jak długo na wzrost drzewa czekać potrzeba). Ziemia w Milanówku jest dobra i do uprawy drzew owocowych i jarzyn przydatna. Willi dotąd jest tu kilkanaście, wśród lasu rozrzuconych; pobudowane są w ten sposób, iż każdą otacza duża przestrzeń, dając wiele powietrza i słońca. Kto by tu szukał elektryczności, kanalizacji, kasyna lub rozrywek, jak „corsa”, koncerty itd., słowem, tych urządzeń europejskich, w jakie wyposażono Konstancin, ten tego tu nie znajdzie. Prawdziwa cisza wiejska i swoboda, las bardzo piękny, dający rozmaitość spacerów, nie po chodnikach, ale po mchach, paprociach i ziołach leśnych. W Milanówku jest zdrowo i dobrze, i tak blisko od Warszawy, że każdy mąż, każdy ojciec rodziny, może tu codziennie po zajęciach biurowych bez zmęczenia przybywać... Wprawdzie dotąd Milanówek posiada tylko jedną mleczarnię i jeden sklep kolonialny, w którym sprzedają pieczywo, a rzeźnik przyjezdny cztery razy tygodniowo dostawia mięso, gdy włoszczyzna i owoce znajdują się na miejscu; na dzisiejsze jednak potrzeby to wystarcza, a w miarę wzrostu i rozwoju letniska, zapewne powstaną urządzenia, mające wygodę mieszkańców na celu. Podróż z Warszawy do Milanówka kosztuje tylko 25 kop. Poczta na miejscu. Do tych wszystkich warunków dodatnich przybywa wielka zdrowotność Milanówka, nikt bowiem nie pamięta tam jakiejkolwiek epidemii”.
Bywalcy willi „Waleria”
Któż w tej willi nie bywał! Hanna Szczepkowska-Mickiewiczowa wspominała: „Kiedy przychodził gen. Wieniawa-Długoszowski, podawał mi swoją szablę i mawiał: zaopiekuj się Haneczko panią Wieniawową...”. Przy stole siadywali: pani Marszałkowa, gen. Sosnkowski, Reymontowie, Witkacy, Osterwa, Anna i Monika Żeromskie, Zofia i Karol Stryjeńscy. Wówczas zdawało się rzeczą całkiem zwyczajną, że zapraszano 30-50, a zwykle przyjeżdżało około 70 gości. O siedemnastej podawano obiad, kolacja była niedługo przed północą. Goście tańczyli całą noc. Na taką okazję wystawiano beczkę wina domowej roboty i każdy obsługiwał się sam. Rodzinie towarzyszyło życiowe powodzenie. Zatrudniano dwie kucharki, dwie pokojówki, gosposię, praczkę, szofera, ogrodnika i dozorcę. Najpierw rodzina podróżowała Buickiem, później Talbotem.” Maria Morozowicz-Szczepkowska po wojnie swe szczęśliwe życie opisała w książce „Z lotu ptaka”. W 1978 roku córka Hanna Szczepkowska-Mickiewiczowa w „Walerii” otworzyła muzeum.
W 1990. r w czasopiśmie „Spotkania z Zabytkami” nr 6. dziennikarz tak opisuje wygląd willi „Waleria” i muzeum Szczepkowskich: „Na podłodze co kilka kroków widnieje centymetrowy kopczyk świeżych wiórków, usypany przez korniki. Niesamowite wrażenie robią takie złote cętki na sczerniałych deskach, na powierzchni 70 metrów. Szyba w wielkim oknie stłuczona – ktoś wrzucił kamień z ulicy, zresztą nie pierwszy to już raz. Pośrodku pracowni stoi gipsowy model sarkofagu Józefa Piłsudskiego, którego odkuwanie w granicie przerwała wojna. Spod warstwy kurzu troskliwie odsłonięto twarz Marszałka. Nóż sam otwiera się w dłoni, gdy poznajemy powojenne dzieje willi „Waleria” zbudowanej w Milanówku w 1910 r. przez Walerię z Kotowiczów i jej małżonka, popularnego aktora, Rufina Morozowicza.”
Nagi mężczyzna na scenie oburzył nawet Boya-Żeleńskiego, a publiczność była zdumiona
Nagi mężczyzna na scenie w sztuce napisanej przez kobietę, kobiety żądające równouprawnienia, autorka ciekawych sztuk teatralnych i scenariuszy filmowych, a wszystko to w Milanówku w willi „Waleria”. Co można tam było zobaczyć? Tak dla przykładu: była tam pośmiertna maska marszałka Józefa Piłsudskiego, jak piszą „Spotkania z Zabytkami: „...na której widać, że z lewej strony twarzy, od środka wygolono wspaniałe wąsy, aby lepiej przylegała do ciała rurka, przez którą karmiono chorego w ostatnich dniach jego życia. Jak relikwia przechowywane są okruchy rzeźbiarskiego tworzywa zdjęte bezpośrednio z twarzy zmarłego, z dobrze widoczną fakturą skóry.”
Maria Morozowicz-Szczepkowska, córka Walerii i Rufina
ABC 1932 – Maria Morozowicz-Szczepkowska, autorka „Sprawy Moniki" napisała nową sztukę p.t: „Milcząca siła ". Akcja sztuki rozgrywa się w redakcji wielkiego dziennika. M. Szczepkowska w swej nowej sztuce porusza problem konkurencji, jaką stanowi w walce o pracę kobieta dla mężczyzny.
Prawdziwy skandal wywołała premiera farsy Marii Morozowicz-Szczepkowskiej „Typ A” w teatrze Ateneum w 1934 r. W biuletynie Instytutu Teatralnego, w zapowiedzi czytania tekstu Marii Morozowicz-Szczepkowskiej w 2018 roku, można przeczytać taką zachętę do wysłuchania utworu, który 84 lata wstecz, wystawiony na scenie spowodował skandal i nawet tacy recenzenci jak Boy-Żeleński i Irzykowski byli oburzeni. Oto zapowiedź: „Jej tekst ostentacyjnie przekraczał granice dobrego smaku, bo w centrum intrygi i zarazem dosłownie w centrum sceny znajdowało się tu całkowicie uprzedmiotowione, piękne, młode męskie ciało, będące obiektem pragnienia i bezpardonowego użycia ze strony wyemancypowanych kobiet. Skandal nie wiązał się jednak z rozpoznaniem rewolucyjnego potencjału farsy, ale… z oburzeniem, jakie wywołała męska nagość na scenie. I to w epoce, w której ze scen popularnych rewii nie schodziły roznegliżowane kobiety. Boy krzywił się, że „komedia robi wrażenie, jakby była napisana przez wyuzdaną pensjonarkę”, za to konserwatywny Irzykowski, zajadły krytyk wcześniejszej twórczości Morozowicz-Szczepkowskiej, radował się, że nawrócona autorka „porzuciła tym razem swój dydaktyzm i pretensje do przerabiania świata; ba, zwróciła się jakoby przeciwko sobie, spaliła na ołtarzu satyry swój dawny ideał kobiety samowystarczalnej”. Dziś możemy sobie tylko wyobrażać, jak musiały się bawić autorka i reżyserka tej sztuki, patrząc na to zamieszanie wśród tuzów krytyki i prawodawców dobrego smaku!
Maria Morozowicz-Szczepkowska w książce Joanny Sosnowskiej
W znakomitej książce Joanny Sosnowskiej, wydanej przez Instytut Sztuki Polskiej Akademii Nauk można przeczytać o tym, jaki nurt w sztuce wkraczał na polskie sceny i do pracowni artystów współczesnych Marii Morozowicz- Szczepkowskiej. To co napisała Sosnowska jest wykładnią tego, co wręcz obowiązywało w rodzinie Mrozowiczów co najmniej od babki Walerii, jej córki Marii i wnuczki Hanny: „Nawet po 1918 roku, kiedy obyczajowość polska przeszła ogromne przeobrażenia, a w życiu seksualnym przestała obowiązywać anheliczna asceza, jak to określił Karol Irzykowski, w sztuce znalazło to odbicie w ograniczonym zakresie. Tak zwane dobre obyczaje, nakaz wstydu, obowiązujące konwencje towarzyskie, nie pozwalały kobietom śmiało skorzystać z nowych możliwości. Tabu kulturowe dotyczyło zresztą nie tylko kobiet, ale i mężczyzn. Niewinność i poczucie godności – to dwa elementy tego samego mechanizmu opartego na zakazie, u którego podstaw leżał lęk przed kastracją. W sztuce Marii Morozowicz-Szczepkowskiej „Typ A” młody człowiek nie chce się zgodzić na pozowanie nago młodej i pięknej malarce. Ostatecznie do tego dochodzi, bo musi spłacić artystce dług, odwdzięczyć się za wcześniejszą pomoc. Artystka traktuje modela z całkowitą obojętnością i przedmiotowo jako przykład pięknego ciała, on natomiast zakochuje się w niej. Następuje tu odwrócenie tradycyjnych ról...” Ten gen Morozowiczów u pań przejawiał się tym, że ignorowały sposób wyrażania poglądów poprzez przebieranie się kobiet w strój męski, czy ścinanie włosów po męsku, chodziło o to, aby manifestować swoje poglądy przez sztukę, kpić ze świata stworzonego i utrwalanego przez mężczyzn.
Jan Szczepkowski
Jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej Maria wyszła za mąż za rzeźbiarza Jana Szczepkowskiego i oboje zamieszkali w Milanówku w willi „Waleria”, gdzie Szczepkowski obok domu miał swoją pracownię. Był laureatem licznych nagród, zarówno przed II wojną, jak i po wojnie, twórca około 200 dzieł: kolejne wersje pomników Moniuszki i Bogusławskiego, stojących przed Teatrem Wielkim, projekt pomnika Słowackiego dla Wilna. Jak wszechstronnym i ciekawym był artystą świadczą lalki z kabaretu „Zielony Balonik” wyrzeźbione przez artystę, gdy na przełomie wieków mieszkał w Krakowie.
Napisz komentarz
Komentarze