Tryptyk Mazowiecki - podejście drugie
Do Pruszkowa z zakusami na zwycięstwo przyjechała Pogoń Siedlce. Siedlczanie byli gotów walczyć o każdy metr boiska i chcieli dopiąć swego. W ostatniej kolejce srogo przegrali z Polonią Warszawa (2:4).
- Zrobimy wszystko jako zespół, żeby wygrać spotkanie w Pruszkowie. Jesteśmy świadomi naszego potencjału i chcemy przełożyć naszą pracę na sobotni mecz, aby uzyskać pozytywny rezultat i dobrze się zaprezentować - mówił klubowym mediom zawodnik Pogoni, Oskar Krzyżak.
Żółto-Czerwoni do domowego spotkania przystępowali po przygnębiającej porażce w Pucharze Polski. Pruszkowianie musieli wówczas uznać wyższość drugoligowej Chojniczanki Chojnice (2:3) i odpadli już na pierwszym etapie rozgrywek. Dodatkowo ostatnie potknięcie w lidze z Chrobrym Głogów (2:3) nie napawało optymizmem.
Pojedynek bramkarzy
Od początku spotkania oba zespoły stwarzały sytuacje podbramkowe, a kibice nie mogli narzekać na nudę. Zdecydowanie w najlepszej formie byli bramkarze, którzy efektownie bronili groźne strzały. W 17. minucie, po rzucie rożnym, Daniel Stanclik uderzył głową, ale piłka "tylko" dotknęła poprzeczki. Z czasem wyklarowało nam się piłkarskie prawidło - Znicz atakuje, ale to Pogoń celnie uderza. Tuż przed przerwą Siedlczanie oddali dwa groźne strzały, ale na posterunku był golkiper gospodarzy.
W drugiej połowie powtarzał się schemat z pierwszej części spotkania, a kibice coraz głośniej domagali się bramki. W 68. minucie bliski gola był Paweł Moskwik, ale piłka znów odbiła się od poprzeczki. Trzeba było dalej szukać okazji na trafienie dające upragnione prowadzenie. Szansa nadarzyła się tuż przed końcem spotkania. Zdekoncentrowany obrońca gości - Brazylijczyk Cassio - dopuścił się brzydkiego faulu w samym polu karnym na zawodniku Znicza. Na nic zdały się dyskusje trenera Pogoni, Marka Brzozowskiego, który dodatkowo ukarany został czerwoną kartką. Sędzia Paweł Pskit pozostał niewzruszony i wskazał ręką na jedenasty metr. Z piłkarskiego "wapna" pewnie trafił Daniel Stanclik. Napastnik uderzył skutecznie, w prawy róg bramki, czym wbił gwóźdź do trumny zespołu gości.
Pogoń nie dogoniła Znicza
Pruszkowianie wracają na zwycięską ścieżkę. Ciężka praca popłaciła, bowiem ostatnie tygodnie nie były dla Znicza zbytnio udane. W spotkaniu z Pogonią niełatwo było znaleźć słaby punkt gospodarzy o czym mówił trener gospodarzy.
- Z przebiegu meczu mogę stwierdzić, że zasłużenie wygraliśmy ten mecz. Byliśmy drużyną konsekwentną, która chciała dobrze bronić i nie stracić bramki. Wiedzieliśmy, że mamy wielką moc ofensywną w indywidualnych umiejętnościach naszych zawodników, która pozwoli nam kreować sytuacje do zdobycia bramki. Po przerwie widać było, że Pogoń się otworzyła i zagrała ofensywniej. Zrobiliśmy zmiany, które dały impuls do gry naszym zawodnikom. Piłka nie chciała wpaść do bramki przez dłuższy czas. Mieliśmy sytuacje, dwa razy trafiliśmy w poprzeczkę. Cieszy mnie to, że do końca graliśmy konsekwentnie oraz zdobyliśmy bramkę. Rzut karny pewnie wykorzystał Daniel Stanclik. Pozostaje się cieszyć, że wygraliśmy tak ważny dla nas mecz - skomentował na gorąco trener Grzegorz Szoka.
W zupełnie odmiennym humorze był za to trener gości, nad którym krąży widmo zwolnienia. Obecne wyniki jego zespołu nie są zadowalające, choć ciężko jest wiele wymagać od beniaminka rozgrywek pierwszej ligi.
- Co można powiedzieć po takim meczu? Nie pierwszy taki w naszym wykonaniu, gdzie przegrywamy jedną bramką. Mamy na koncie 5 punktów. Ktoś musi wziąć za to odpowiedzialność. Zarząd klubu musi podjąć decyzję co dalej z tym zrobić, bo na tą chwilę nie ma co mówić o pozytywach. Jestem do dyspozycji zarządu. Zobaczymy co przyniosą kolejne dni - powiedział trener Pogoni Siedlce, Marek Brzozowski.
Optymistyczne nastroje w szeregach Znicza będą w najbliższych dniach bardzo potrzebne. Żółto-Czerwoni najpierw rozegrają w środę zaległe spotkanie z Odrą Opole, a następnie w niedzielę staną w szranki z liderem Betclic 1. Ligi - Bruk-Bet Termalicą Nieciecza.
Napisz komentarz
Komentarze