Wszystko ma swój początek. Dziennikarz Kroniki pisze też o tym, że u Sowietów wydano ustawę podpisaną przez 3 polityków, którzy już niedługo zajmą ważne miejsce w historii Europy, a jeden z nich nie dożyje wojny, byli nimi Kalinin, Mołotow i Akułow. Co się wydarzyło? Postanowiono w sowieckiej Rosji wydawać wyroki śmierci na 12 letnich dzieciach, które brały udział w kradzieżach i zbrodniach. W komentarzu do dekretu rosyjska prasa podaje, że dzieci biorące udział w zbrodniach wywodzą się w większości z dawnych, przedrewolucyjnych elit. To co się działo na wschód od naszych granic napawa przerażeniem. Rok 1936 to też rozpoczęcie wojny domowej w Hiszpanii, która zostanie przez historyków oceniona jak poligon doświadczalny przed II wojną światową. W czasie walk w Hiszpanii nikt nie będzie się liczyć z życiem ludzkim. Świat stawał się bardzo niebezpieczny.
Skoro był niebezpieczny, to należało coś przedsięwziąć. I tak np. pan Henryk Kwapisiewicz mieszkający z żoną Janiną w Grodzisku spał z naładowanym sztucerem, sen miał mocny i w nocy z 2 na 3 grudnia 1936 roku mimo hałasów nie obudził się. Nagle ktoś go potrząsnął za ramię, pan Henryk otworzył oczy i zobaczył oślepiające światło latarki i wycelowane w niego lufy pistoletów.
Kim był Henryk Kwapisiewicz
W Obwieszczeniach Publicznych z 27 kwietnia 1930 r., które były dodatkiem do Dziennika Ministerstwa Sprawiedliwości czytamy, że Henryk Kwapisiewicz zamieszkały w Grodzisku Mazowieckim posiada przy ul. Harcerskiej młyn motorowy. Młyn ten istnieje od roku 1929. Na podstawie tych informacji można wywnioskować, że rodzina Kwapisiewiczów była majętna i to było powodem dalszych zdarzeń.
Napad
Kwapisiewicze mieszkali poza miastem przy ulicy Traugutta. Dom stał w dużym ogrodzie, nazywanym też przez Henryka parkiem. Najwyraźniej stał blisko torów kolejowych, którymi jeździły pociągi wiozące węgiel. Pan Henryk, jeszcze przed zmrokiem widział na końcu parku sylwetki ludzi, ale to, że często pojawiali się tu złodzieje węgla, a może raczej zbieracze (jak zrozumiałam z relacji Henryka) rozrzuconych na torach kawałków węgla, ich obecność go nie zdziwiła. Myślę, że każdego z domowników zmyliła obecność łowców węgla często tu pojawiających się. W nocy z 2 na 3 grudnia w domu przebywała żona Henryka Janina i starsza pani Antonina Majchrowska. Złodzieje obudzili Kwapisiewicza i zażądali pieniędzy, ten oznajmił im, że w domu nie ma gotówki i jedynie co ma to w kieszeni ubrania 130 zł. Natychmiast rzucili się do kieszeni i wyjęli pieniądze. Henryk chciał sięgnąć po naładowany sztucer, ale natychmiast został związany i obrona była niemożliwa. Zaczęło się plądrowanie domu. Bandyci wyrzucali wszystko z szuflad i szaf, odkładając cenne futra i przedmioty uznawane za cenne.

Dość komicznym momentem tej tragedii był nagły sygnał dzwonka. Bandyci znieruchomieli ze strachu. To dało napadniętym do myślenia. Okazało się, że złodzieje są w dużych emocjach, co nie wróżyło nic dobrego, bo mogli działać nieracjonalnie i kogoś zabić w panice. Ten dzwonek to był sygnał budzika, zegara nastawionego na 4.30, czyli godzinę, o której budził się właściciel młyna. Gdy już wszystkie szafy i komody były opróżnione, z szuflad wyjęte zostały srebrne sztućce, złodzieje zdjęli napadniętym obrączki i pierścionki. Przenieśli związanych i zakneblowanych domowników do kuchni i zamknęli drzwi na klucz. Sami w końcu opuścili dom niosąc walizki. Kwapisiewicz dość szybko oswobodził się z więzów i zawiadomił policję. Okazało się, że bandyci weszli do domu przez okno od strony parku, używając łomu i świdra wyłamali kraty. Ale najdziwniejsze było to, że większość łupów pozostawili w ogrodzie. Poniewierały się tu cenne futra pani domu, walizki ze srebrną zastawą stołową i sztucer pana Kwapisiewicza. Jedynie co wzięli, to karakułowy błam i złotą biżuterię. Na szczęście ten napad nie zakończył się morderstwami. Działania policji były nieskuteczne, ponieważ nie była zbyt dobrze wyposażona ani w samochody, ani w nowoczesną broń. Nigdzie w prasie nie znalazłam informacji, że ktoś ze złodziei został ujęty.
Rodzina Kwapisiewiczów w dostępnych źródłach historycznych
W czasie wojny w domu, który zasłynął z napadu, zbierała się młodzież zaangażowana w konspiracji z ZWZ/AK. Henryk i Janina mieli 2 synów Mieczysława i Bogdana. Obaj wymienieni są w biogramach powstańczych w Muzeum Powstania Warszawskiego. Mieczysław i Bogdan: AK – Grupa „Kampinos” batalion majora „Korwina” - kompania kpt. „Mścisława” - IV pluton. Szlak bojowy Kampinos.
Mieczysław po wojnie był płetwonurkiem i pobił rekord zanurzania opuszczając się w Czarnej Hańczy na głębokość 102. m. Należał do Warszawskiego Klubu Podwodnego przy Lidze Obrony Kraju.
Interesująca historia rodziny Kwapisiewiczów warta opowieści. Na pewno wiele ciekawych informacji o jej losach można wyszukać. I choć historia moja zaczyna się smutno, bo od wojen i napadu, budujące jest to, że obaj młodzi Kwapisiewicze mimo przeciwności losu przeżyli wojnę. Mam też nadzieję na informacje o dalszych losach Henryka i Janiny. W czasie napadu w 1936 r. chłopcy mieli po 10. i 12. lat, nie wspomina się o tym gdzie byli w tym czasie, mam nadzieję, że nastąpi dalszy ciąg tej opowieści.
.png)
Napisz komentarz
Komentarze