Przed X sesją Rady Miasta Pruszkowa, która miała miejsce 29 sierpnia, odbyła się pikieta mieszkańców sprzeciwiających się budowie apartamentowca nieopodal parku Potulickich. Protestujący z transparentami pojawili się również podczas obrad.
Zanim rozpoczęła się sesja, przed Spółdzielczym Domem Kultury przy ul. Hubala 5 zebrali się przeciwnicy inwestycji przy ul. Lipowej. Mieli ze sobą transparenty, które jasno przedstawiały sprzeciw wobec budowy i chęć zachowania parku Potulickich w obecnym kształcie. Zarzucali również wiceprezydentowi miasta Konradowi Sipierze, że ten wybiera dewelopera. Wraz z początkiem sesji uczestnicy pikiety pojawili się na sali obrad.
Strona społeczna zaprezentowała swoje stanowisko. Sprawę przedstawił organizator pikiety Arkadiusz Gębicz, który zacytował fragment programu wyborczego Konrada Sipiery, kiedy ten startował na prezydenta Pruszkowa. Chodziło o wpływ mieszkańców na miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego i silną pozycję miasta względem deweloperów. Podkreślił, że można to uznać za kampanię wyborczą, ale w marcu w jednym z wywiadów Sipiera powtórzył te słowa. – Fakty mówią, że pan zastępca prezydenta Konrad Sipiera oszukał nas, mieszkańców. Z jednej strony deklarował walkę z deweloperami. Z drugiej strony z tych dokumentów, które tutaj trzymam przed sobą, wyziera obraz zupełnie inny: współpracy z deweloperem i braku szacunku dla społeczeństwa. Tak wygląda procedowanie warunków zabudowy dla ul. Lipowej i ul. Pawiej. Tego potężnego kompleksu budynków mieszkalnych, który ma powstać w otulinie parku Potulickich – mówił Arkadiusz Gębicz.
Organizator pikiety zwracał również uwagę na tłumaczenie magistratu. Miasto podkreśla, że działa zgodnie z prawem, jednak zdaniem Gębicza prawda wygląda inaczej. – Przekaz miasta do tej pory mówi, że miasto musiało podpisać warunki zabudowy, bo wcześniejszy zarząd miasta podpisał takie same warunki zabudowy. Miasto komunikuje nam, że niepodpisanie czy też niewydanie tych warunków zabudowy kosztowałoby budżet miasta bardzo duże pieniądze. Padają milionowe kwoty. Tak naprawdę nie ma żadnych podstaw do roszczeń – przedstawiał.
Warto również dodać, że sprawa, którą Arkadiusz Gębicz określił jako "gorący kartofel", trafiła do starostwa. Jednocześnie zapowiedział organizację wydarzeń, których celem jest wsparcie starosty w zablokowaniu budowy. Zaapelował również do radnych o wsparcie. Gębicz zwrócił również uwagę, że poprzedni starosta Maksym Gołoś taką procedurę zatrzymał, a decyzję podtrzymał wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera.
Rozmowa o faktach
– Chciałbym, abyśmy rozmawiali o faktach, o datach, o konkretnych dokumentach – powiedział z kolei wiceprezydent Sipiera i poprosił o przedstawienie sytuacji Krystynę Sławińską z Wydziału Planowania Przestrzennego. – Sprawa tej decyzji ciągnie się od 2014 roku. Pierwszy wniosek został złożony w 2014 roku, został zakończony wydaniem pozytywnej decyzji w 2016 roku. Ta decyzja przeszła proces oceny, ponieważ została zaskarżona i w wyniku rozpatrzenia odwołania od tej decyzji została utrzymana w mocy przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze. Inwestor, mając prawomocną decyzję, podjął działania w sprawie nabycia terenu. Rozpoczął starania o pozwolenie na budowę. Pozwolenia na budowę nie uzyskał do końca 2017 roku – zaprezentowała urzędniczka. 1 stycznia 2018 roku zmieniły się przepisy i inwestor ponownie podjął starania zmierzające do wydania pozwolenia. – Tę decyzję, która znalazła finał w lipcu tego roku, procedujemy od lutego 2018 roku. Decyzja przeszła cały proces uzgodnień – podkreślała Sławińska.
Nie betonujcie nas
Głos w sprawie zabrała również 91-letnia mieszkanka Pruszkowa. – Mój świat to moje okno. Nie zabierajcie mi jego, zostawcie mi go do śmierci. Nie zabudowujcie nas, nie róbcie getta. Nie macie pojęcia, co znaczy getto – apelowała Anna Runowska-Kurek. – Nie betonujcie tak wszystkiego, bo po nas chyba przyjdą inni – dodała.
Wiceprezydent Sipiera podkreślał, że teren, o którym mowa, nie podlega żadnej ochronie. – Prezydent miasta musi myśleć o całym mieście, dlatego nie może narazić się na jakiekolwiek możliwości, które spowodowałyby wypłatę odszkodowania dla danego inwestora. W tym przypadku właściciela tej nieruchomości – prezentował. Podał również przykład planowanego w parku Potulickich wodnego parku.
Prowadząca od 2014 roku walkę o zablokowanie inwestycji Małgorzata Kowalska zaznaczała, że miasto nie musiałoby płacić odszkodowania. Powód? – To nie są działki budowlane. Deweloper kupił okazyjnie na terenie zalewowym działki rolne, które są klasyfikowane jako łąki trwałe – zakomunikowała.
Zapewne temat nie zakończył się podczas tej sesji. Sprawa planowanej inwestycji w sąsiedztwie parku Potulickich nadal jest na etapie formalnym. Mieszkańcy zapowiadają, że będą walczyć o jej zablokowanie.
Napisz komentarz
Komentarze