Pływaczka Julia Koluch wyjechała do Stanów Zjednoczonych, aby doskonalić swoje umiejętności i studiować. W grudniu zawodniczka związana z UKS Kapry-Armexim Pruszków wystartowała w mistrzostwach Polski w Ostrowcu. Zmagania zakończyła bez medalu, ale – jak podkreśla – swoje cele zrealizowała.
W okresie przedświątecznym przyleciałaś do Polski. Nie obyło się bez przygód...
Rzeczywiście, podróż na długo zostanie w mojej pamięci. Na lotnisku w Chicago poinformowano mnie, że zabrakło dla mnie miejsca w samolocie! Gdy obsługa przebukowała mi szybko bilet na inny lot okazało się, że start ze względów technicznych jest opóźniony 5 godzin, a finalnie moja walizka z całym sprzętem startowym na mistrzostwa zaginęła gdzieś w Stanach. Podróż wydłużyła się z 17 godzin na prawie całą dobę, a do mojego startu na został jeden dzień. Wiele osób pomyślałoby, że to ogromny pech. Wychodzę jednak z założenia, że los po raz kolejny chciał sprawdzić moją zdolność do radzenia sobie ze stresem i to czy potrafię z każdej sytuacji wyjść z charakterystycznym dla mnie uśmiechem. Ej! Udało mi się!
Mistrzostwa Polski w Ostrowcu zakończyłaś bez medalu. Piąte miejsce wśród młodzieżowców to twój najlepszy wynik. Jesteś zadowolona z tego startu?
Jestem już na tyle doświadczoną zawodniczką, że nie jeżdżę na zawody „po medale”. Współpraca z psycholog Justyną Macur sprawiła, że przede wszystkim mogę śmiało nazwać się zawodniczką świadomą. Jadąc na zawody, dążę do założonych przez siebie celów, jakimi są jak najlepsze czasy. Czy cieszyłby mnie rezultat słabszy o sekundę, ale okraszony złotem mistrzostw Polski? Nie. Znajduję się aktualnie w takim okresie, że każdy start był dla mnie dobrym treningiem i sprawdzeniem dyspozycji, gdy mięśnie są po prostu zmęczone. Zarówno w porannych eliminacjach, jak i w finale dałam z siebie 100% i pływałam blisko rekordu życiowego. Mogę śmiało powiedzieć, że jestem z niego zadowolona.
Start w kraju to taki przerywnik w twojej codzienności. Jak wygląda życie młodego sportowca, a zarazem studenta w Stanach Zjednoczonych?
Przerywnik to dobre określenie, bo mamy z trenerami ze Stanów jasno określony cel, a mistrzostwa Polski były dla nas „przystankiem”. W dzień wylotu miałam dwa treningi, pięciodniową sesję skumulowałam w dwa dni, a dzień przed startem, już na basenie w Ostrowcu, robiłam kilkukilometrowy trening rozpisany przez moich trenerów. Życie jest na pewno bardzo ciekawe, a przede wszystkim inne. Podejście ludzi i energia, którą się dzielą, są nie do opisania! Tutaj aż chce się z uśmiechem na twarzy trenować, chodzić na zajęcia i co najważniejsze – szkoła daje możliwość łączenia ze sobą tych dwóch rzeczy, co w Polsce jest wciąż mało realne.
Pojawiły się problemy z adaptacją w nowym środowisku? Jak się odnalazłaś w Stanach Zjednoczonych?
Na szczęście nie miałam problemów z barierą językową, a ze względu na wcześniejsze zaproszenie od szkoły na wizytację, kampus był mi znany. Jeśli chodzi o środowisko nowych osób, to naprawdę szybko odnalazłam się i poczułam w pewien sposób zaakceptowana. Teraz mogę śmiało nazwać moich pływaków z uniwersyteckiej drużyny moją „amerykańską rodziną”.
Przyjeżdżając do Polski miałaś obawy? Czujesz, że oczekiwania względem twojej osoby wzrosły?
Nie ukrywam, presja przed 100 m grzbietem była ogromna. Finał miał zadecydować o tym czy... wygram zakład z moim bratem Franiem o jajko niespodziankę! (śmiech). A tak zupełnie poważnie, trenuję od ponad 13 lat, robię to z pasji i przede wszystkim dla siebie! Nie ma tutaj mowy o żadnych oczekiwaniach, może poza tymi wobec samej siebie. Ze strony osób trzecich? Zdecydowanie nie! Jedyne, co czułam w trakcie mistrzostw Polski, to niesamowite wsparcie, ogrom uścisków i odwzajemniony uśmiech na twarzy osób, które mijałam na niecce pływalni!
Co dało Ci te kilka miesięcy w USA pod względem sportowym?
Zdecydowanie amerykański trening jest dla mojego organizmu zupełnie nowy. Zaczęłam ćwiczenia na siłowni, na pływalni, mimo niższych obciążeń kilometrowych, intensywność wykonywanych zadań jest zdecydowanie wyższa. Trenerzy dbają, abyśmy dostawali nowe bodźce, które zaprocentują w wodzie.
Jak wygląda twój kalendarz startów na 2020 rok? Kiedy znowu zobaczymy Cię w Polsce?
Póki co wróciłam już z powrotem do Stanów. Mistrzostwa Polski były dla mnie trzecim weekendem zawodów z rzędu. Teraz czeka mnie tygodniowy obóz, a potem w ciągu 8 tygodni bodajże 6 weekendów z zawodami. Tak duża intensywność startów jest dla mnie również czymś zupełnie nowym. Następnie od początku marca będę przygotowywana już bezpośrednio do startu w majowych mistrzostwach Polski i prawdopodobnie będzie to jedyna impreza krajowa, na której będzie można mnie oglądać w 2020 roku.
Zweryfikowałaś swoje cele? Start w igrzyskach to realna sprawa?
Wyjazd do Stanów i zmiana swojego życia o 180 stopni w tak młodym wieku pozwala spojrzeć na wiele spraw i aspektów naszego życia z zupełnie innej perspektywy. Na ten moment cieszę się, że mogę być częścią tak niesamowitej grupy, jednocześnie mając możliwość łączenia tego z nauką na bardzo dobrym uniwersytecie. Staram się czerpać z tego garściami każdego dnia. Cele stawiam sobie krótkoterminowe.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze