Relacja z napadu
11 listopada 1936 r. w prasie warszawskiej zamieszczone zostały notatki o zuchwałym napadzie w Milanówku. Nie wiem, czy te wiadomości zdominowały relacje z obchodów Święta Niepodległości w Warszawie. Na pewno społeczność Milanówka była pod dużym wrażeniem tego co się wydarzyło. Napad miał miejsce w poniedziałek 9 listopada, późnym wieczorem przy ulicy Grudniowej 3. Tu znajdował się sklep należący do pana Kazimierza Tołkacza. Rodzina Tołkaczów mieszkała tuż obok sklepu. Tak tę sytuację opisuje dziennik „Dzień dobry”: „Około godz. 10-tej wieczorem wszyscy domownicy, pan Tołkacz, żona jego Modesta, matka 80-letnia Eleonora Tołkaczowa i sublokatorka 90-letnia Maria Wernakowa, spożywali w pokoju jadalnym kolację. Nagle z przedpokoju rozległ się dzwonek. Tołkacz pospieszył do drzwi. Do mieszkania wtargnęło czterech zamaskowanych mężczyzn, trzymających rewolwery w rękach. Tołkacz cofnął się szybko do jadalni i wyciągnął z kieszeni rewolwer. Zrobił z niego użytek, jednak padł na podłogę raniony w szyję wystrzałem z rewolweru jednego z bandytów. Złoczyńcy rozpoczęli teraz rabunek. Byli przekonani, że pan Tołkacz nie żyje. Nie chcąc wyprowadzić ich z błędu, leżał nieruchomo na podłodze. Bandyci związali przyniesionymi ze sobą sznurami obie staruszki i panią Tołkaczową. Wrzucili wszystkie trzy kobiety do piwnicy, znajdującej się pod przedpokojem. Drzwi od piwnicy zabili gwoździami. Nie spiesząc się, bandyci plądrowali systematycznie mieszkanie. Łupem ich padło kilka cenniejszych przedmiotów o łącznej wartości 600 zł. Po godzinie złoczyńcy opuścili obrabowane mieszkanie. Wówczas Tołkacz, który mimo silnego upływu krwi nie stracił przytomności postanowił wszcząć alarm. Do Milanówka przybyli przedstawiciele wojewódzkiego urzędu śledczego. Przeprowadzono natychmiast obławę, w której wyniku zatrzymano kilku podejrzanych. Pana Tołkacza przewieziono do szpitala Dzieciątka Jezus”.
15 listopada 1936 rok
Jeszcze nie przebrzmiały echa napadu na właściciela sklepu spożywczego Kazimierza Tołkacza w Milanówku, gdy nastąpił następny napad. Tym razem ofiarą był woźnica, Piotr Kiełbus pracujący w składzie win i wódek u Jana Kalksteina. Kiełbus jechał wozem do magazyn po cukier. Został napadnięty na drodze między Milanówkiem, a Brwinowem. Kilku bandytów sterroryzowało woźnicę i ograbiło go z 1000 zł.
Jan Kalkstein miał dom w Milanówku przy ul. Warszawskiej 21. Dom ten przeszedł do historii Milanówka, gdyż mieszkała w nim harcmistrzyni Aleksandra Rogowska. W jej mieszkaniu w październiku 1939 r. odbyła się uroczystość złożenia przysięgi na dochowanie tajemnicy przez grupę przedwojennych harcerek. Od tej chwili rozpoczęło działalność podziemne harcerstwo żeńskie w Milanówku. Dom wybudowano w 1913 r., a rozbudowano w 1926 r. To tak nawiasem mówiąc, przy okazji opisywanych tu wydarzeń dotyczących historii miasta.
15 listopada prasa podała również smutną wiadomość, że w szpitalu Dzieciątka Jezus, 11 listopada zmarł 55 letni Kazimierz Tołkacz, właściciel sklepu w Milanówku, na którego napadnięto i postrzelono w szyję.
20 listopada 1936 roku
W „Kronice Powiatu Błońskiego” zamieszczono felieton, w którym opisano szczegółowo działania policji, czyli napad na Tołkaczów i liczne napady na samotne kobiety, którym wyrywano z rąk torebki. Opisano również inne zdarzenia mrożące krew w żyłach. Aresztowano wiele osób i wykryto liczne przestępstwa. Zamieszczono nawet zdjęcie złapanych bandytów, grasujących na wspomnianych tu terenach. Na razie jednak, nie ujęto sprawców morderstwa w Milanówku.
24 stycznia 1937 roku
W sejmie właśnie 24 stycznia odbywała się debata na temat budżetu, między innymi w sprawach wojskowych. W Warszawie szalała epidemia grypy, szpitale były pozamykane dla odwiedzających. Tymczasem policja działała szybko w sprawie napadu w Milanówku oraz w innych sprawach. Zdołano ustalić nazwiska członków bandy i okoliczności zbrodni. Okazało się, że szajka miała 3 lokale: pierwszy przy ul. Waliców 23, następne przy ul. Młocińskiej 13 i Ogrodowej 28. W miejscach tych prowadzone były domy publiczne, w których bandyci mieli swoje mieszkania. Znajdowali tam bezpieczne schronienie, przynajmniej tak im się wydwało. Niejakiego Rundę pochwycono przy ul. Waliców 23 w czasie libacji. W więzieniu znajdował się już herszt szajki Wawrzyniec Nowicki. Czytamy w prasie: „...kochanka jego Dawidowska, Stanisław Podlipski, lat 28 — kompan osławionego bandyty Kozińskiego, który został swego czasu zastrzelony przez policję; Lucjan Antoszewski, lat 33; kochanka jego Stanisława Szewczykowa, lat 35; Marian Ługowski, lat 29; Władysław Sawicki, lat 28, siostrzeniec herszta Nowickiego, oraz Janina Wielgosz, lat 25, kochanka zastrzelonego Witolda Stanisławskiego lat 32. Bandyci ci mieli na sumieniu następujące napady: Dnia 9. X I napad w Milanówku na dom Kazimierza Tołkacza. Podczas napadu Tołkacz został postrzelony w szyję i przewieziony do szp. Dzieciątka Jezus, gdzie wkrótce zmarł. Następnie napad na Henryka Kwapisiewicza (Grodzisk Mazowiecki), gdzie po skrępowaniu domowników bandyci obrabowali mieszkanie i zbiegli. Napad na plebanię w Radziejowicach, gdzie postrzelili ks. Zielińskiego; w Międzylesiu na Szymańskiego, którego okradziono; na Stawowiaka w Rembertowie, którego udusili w lesie i przykryli gałęziami. Bestialskiej zbrodni dokonali bandyci również na osobie Łękawskiej w pobliżu kolonii Dyrekcji Lasów Państwowych w Ząbkach pod Warszawą. Znaleziono ją na drodze ze śladami uduszenia na szyi. Napad na sklep Krusiewieza (Targówek), gdzie poraniono napadniętych; w Sochaczewie — na Władysława Wrzeszczowskiego i dwa napady na przejeżdżających furmanką pod Grójcem Panasiewicza i Płońskiego, mieszkańców Grójca. Obecnie policja poszukuje zrabowanej biżuterii i kosztowności, zrabowanych podczas napadów. Częściowo znaleziono już kosztowności zastawione w Warszawskich lombardach. Ekspertyza rusznikarska wykazała, że ofiary bandytów poranione były z rewolwerów, znalezionych w spelunce przy ul. Ogrodowej Nr. 28.”
Zakończenie
Dziwnie zakończyła się historia napadu na woźnicę Piotra Kiełbusa z hurtowni win, likierów i wódek oraz towarów kolonialnych Kalksteina. Napad miał miejsce w sąsiedztwie majątku Turczynek. Zaistniało podejrzenie, że napad został sfingowany. Kiełbus plątał się w zeznaniach i zmieniał „scenariusz” napadu. Być może chciał wykorzystać atmosferę zbrodni panującą po ostatnich działaniach bandytów.
Napisz komentarz
Komentarze