Pisałem już o bezdomności. W swoim życiu poznałem również kilka osób bez dachu nad głową. Mimo to nie czułem się swobodnie. Bałem się nie tylko braku chęci pomocy przy artykule, ale również ogólnej wrogości i problemów w porozumieniu się z ludźmi ze schroniska. Kierowniczka placówki przez telefon wydawała się miła, jednak to nie rozwiało moich obaw. Teraz mi z tego powodu głupio.
Do schroniska w Ożarowie Mazowieckim wysyłane są osoby bez dachu nad głową między innymi z gmin Pruszków i Piastów.
Lidia
Kierowniczką jednostki jest pani Lidia. Zajmuje się pomocą osób bezdomnych od 15 lat. Od 13 wraz z córką mieszka w schronisku.
- Zmienił się właściciel mojego mieszkania i podniósł mi czynsz niemal trzykrotnie. Nagle, niemal z dnia na dzień, straciłam dach nad głową. Tak, wraz z dzieckiem, trafiłam tutaj. Ludzie mają różne wyobrażenia o bezdomnych, jednak mało kto naprawdę rozumie ten problem. Do naszej placówki trafiają przeróżne osoby. Każdy przypadek jest inny. Oczywiście wiele osób z naszych podopiecznych nigdy nie skończyło nawet podstawówki i mają problemy w funkcjonowaniu w społeczeństwie od lat. Jednak przyjmujemy również ludzi po wyższych studiach, czy z wyuczonymi zawodami. Osób, które w innych okolicznościach mogłyby zarabiać dobre pieniądze i żyć na wysokim poziomie. Niestety, gdzieś w swoim życiu „podwinęła im się noga” – mówi kierowniczka.
Budynek schroniska jest stary i mało funkcjonalny, jednak czysty i zadbany. Osoby z placówki przyjęły mnie miło, poczęstowały kawą. Rozmowa nie była wymuszona, tematy, choć głównie dotyczące bezdomności, pojawiały się naturalnie.
- Każdy z obecnych w schronisku ma swoje obowiązki. Chcemy, żeby mieszkańcy czuli się tu jak w domu, co oznacza między innymi to, że zawsze jest coś do zrobienia. Kiedy Pan wraca do mieszkania, na pewno też nie siedzi bezczynnie. Każdego dnia trzeba posprzątać, ugotować, coś naprawić czy zrobić zakupy. Tak samo jest u nas. Bez tego nie dalibyśmy sobie rady, ale też to bardzo ważne dla mieszkańców. Uczą się normalnego funkcjonowania, tak aby później, kiedy uda im się znaleźć własny kąt, potrafili w nim żyć – kontynuuje Lidia.
Pobyty bezdomnych skierowanych do schroniska przez urząd miasta częściowo lub całkowicie finansuje gmina. Niestety nie oznacza to, że placówka jest w stanie funkcjonować tylko dzięki temu.
- Procedury gmin często są skomplikowane, szczególnie w sprawach związanych z terytorium. Która gmina ma zapłacić za konkretną osobę? A pomagać trzeba. To najważniejsze. Wszyscy wiemy, jak to jest nie mieć dokąd pójść, dlatego nie odmawiamy wsparcia. Zazwyczaj połowa naszych mieszkańców nie ma skierowań i nikt nie płaci za ich pobyt. To, co dostajemy z gmin pokrywa na ogół stałe opłaty jak gaz, czy prąd. Czasem coś kupimy na posiłki. Reszta jednak pochodzi od darczyńców, zarówno prywatnych, jak i firm. To dzięki nim możemy pomagać, choć przyznaję, nie jest łatwo. Ta zima na razie jest lekka. Obecnie jest u nas około 40 osób. Kiedyś, podczas najgorszych mrozów, przebywało tu ponad 120. Wszędzie były rozłożone materace, ciężko było przejść. W takich wypadkach nikt nie pyta o skierowania. Nikogo nie zostawiamy. Po prostu trzeba pomagać – powtarza kierowniczka.
Anna
Co się dzieje z osobami, które wychodzą ze schronisk? Osoby ze stowarzyszenia często znają odpowiedzi. To, że ktoś opuścił placówkę, nie oznacza, że przestają się o nią troszczyć.
- Przebywałam tutaj kilka lat temu. Udało mi się i dostałam mieszkanie komunalne. Teraz przychodzę tu jako wolontariuszka – przekazuje Anna.
- Tylko dwie osoby, które pomagają w schronisku, są zatrudnione: pani ze służb socjalnych i terapeutka – dodaje kierowniczka.
- Kiedy się wyprowadziłam, stowarzyszenie bardzo mi pomogło. Udało się znaleźć dla mnie jakieś meble do nowego lokum, stowarzyszenie użyczyło samochodu i pomogło w przeprowadzce. Teraz również mnie wspiera. Za pomoc w schronisku biorę stąd trochę jedzenia dla mnie i rodziny. Czasy są naprawdę ciężkie. Opłaty wysokie. Nie chcę być zmuszona tutaj wracać, dlatego doceniam wsparcie. Miejsce do spania i wyżywienie to tylko część naszej pracy. Mieszkańcom trzeba pomagać w sprawach zdrowotnych, wozić do lekarza. Co dwa tygodnie są również terapie dotyczące między innymi alkoholu i depresji. Wozimy zupę na dworce. Kiedy przybyli imigranci z Ukrainy, gotowaliśmy również dla nich. Znamy problem, kiedy nie ma gdzie się podziać – kontynuuje Anna.
Leszek[1]
Pan Leszek już po raz drugi trafił do schroniska.
- Miałem swoje lokum, ale niestety nie wyszło. Musiałam tu wrócić. Dla mnie najgorszy jest brak zrozumienia u ludzi. Obraz bezdomnych jest zakorzeniony w ludzkich umysłach. Brudnych, zapitych, często z problemami psychicznymi – przekazuje pan Leszek.
Myślę, czy to również dotyczyło mnie? Mimo że znałem problem już wcześniej i wiedziałem, że powodów bezdomności jest wiele, ze wstydem muszę przyznać, że tak.
- Ja jestem trzeźwiejącym alkoholikiem. Na ogół ludzie nie widzą w tym problemu. Skoro nie pijesz, to nie jesteś alkoholikiem. Niestety tak to nie działa. Moja choroba zostanie ze mną do końca życia – kontynuuje mieszkaniec schroniska – Jeżdżę na giełdę warzywną, gdzie proszę o pomoc dla stowarzyszenia. Niektórzy pomagają, jednak nie raz nasłuchałem się, że jestem leniwym pasożytem. Proszę mi uwierzyć, komuś, kto nie był w takiej sytuacji jak my, jest ciężko zrozumieć, co przeżywamy. Kiedyś, my też nie rozumieliśmy – podsumowuje pan Leszek.
- Los potrafi być okrutny i osoby, które nigdy by nawet o tym nie pomyślały, trafiają pod nasz dach – dodaje kierowniczka schroniska.
Poznając ludzi żyjących w schronisku, przypominałem sobie, jakie mam szczęście w życiu i o tym, że powinienem je doceniać, bo nikt nie wie, co przyniesie przyszłość. I cieszę się, że zdecydowałem się na te rozmowy. To właśnie dzięki poznaniu tematu, znikają nasze uprzedzenia.
[1] Imię zmienione na potrzeby artykułu.
Napisz komentarz
Komentarze