Reklama

Nagroda Marszałka dla dyrektora Zespołu Tańca Ludowego Pruszkowiacy

Piotr Grządkowski, dyrektor Zespołu Tańca Ludowego Pruszkowiacy otrzymał nagrodę Marszałka Województwa Mazowieckiego podczas 25. gali w Warszawie w piątek, 22 listopada. W rozmowie z nami opowiedział o swoich początkach w tańcu, powodach zamieszkania w Pruszkowie, pracy i planach na przyszłość.
Nagroda Marszałka dla dyrektora Zespołu Tańca Ludowego Pruszkowiacy
Dyrektor ZTL Pruszkowiacy zaczął swoja przygodę z tańcem przez przypadek

Nagroda Marszałka przyznawana jest za propagowanie kultury i dziedzictwa, a także promocję województwa mazowieckiego. W tym roku jej laureatem został między innymi Piotr Grządkowski. Dyrektor ZTL Pruszkowiacy pochodzi z Warszawy. W Pruszkowie mieszka od 15 lat. Od 7 jest dyrektorem zespołu. Prywatnie mąż i ojciec.

Początek przygody z tańcem?

- Zacząłem dość przypadkowo. Miałem dziewięć lat i na początku września w centrum Warszawy szukałem jednego z podręczników. Akurat na Pałacu Kultury był wielki napis, że są targi podręczników. Wszedłem tam, a okazało się, że przy jednym ze stolików odbywały się także zapisy do zespołu Gawęda. Zgłosiłem się na eliminacje, które przeszedłem i tak się zaczęło. Siedem lat tańczyłem w zespole Gawęda. Kolejne siedem w Ludowym Zespole Artystycznym Promni na SGGW w Warszawie. Później w Reprezentacyjnym Zespole Artystycznym Wojska Polskiego. A wszystko się zaczęło od przypadku. Chociaż nie ukrywam, że zawsze mnie ciągnęło do ruchu i muzyki.

A jak się Pan związał z Pruszkowiakami?

- Razem z żoną przeprowadziłem się do Pruszkowa. Jako młode małżeństwo kupiliśmy tu mieszkanie. Dowiedziałem się, że jest konkurs na stanowisko dyrektora ZTL Pruszkowiacy. Dla mnie było to coś wspaniałego. Praca — spełnienie marzeń. Tak jak mówiłem, od dziecka byłem w zespołach, a tutaj możliwość działania w czymś, co jest moją pasją i okazja budowania zespołu. Dlatego przystąpiłem do konkursu i oto jestem.  

Dlaczego akurat Pruszków?

- Jestem z Warszawy, a moja żona znad morza, z półwyspu helskiego. Szukaliśmy miejsca, które łączyłoby oczekiwania i potrzeby nas obojga. Dla mnie ważne było, że wszystko jest blisko: np. kino, teatr i dobra komunikacja z całą Polską. Dla mojej żony, że nie ma tego zgiełku wielkiego miasta. Pruszków był dla nas idealnym rozwiązaniem. Znaleźliśmy tutaj swoje miejsce.

To może teraz kilka słów o działalności zespołu? Macie wiele koncertów, ale to nie wszystko, czym się zajmujecie…

- Zawsze mówię, że to, co podziwia widz, to jest 2-procentowy fragment góry lodowej, który wystaje nad powierzchnię morza. Cała reszta to właśnie to, co tutaj robimy. Koncert jest zwieńczeniem naszych działań. Cała sprawa dotycząca kostiumów, przygotowania ich, zajęcia z dziećmi i dorosłymi, warsztaty śpiewu i tańca, przygotowania muzyki. To jest ta działalność, którą zajmujemy się na co dzień. 

Tak jak Pan powiedział, nie tylko koncertami żyjemy. Robimy też dużo innych rzeczy. Takim naszym flagowym projektem jest Pruszkowski Dzień Folkloru. Już za pół roku odbędzie się po raz piąty. Bardzo się cieszę, że ta impreza trwa, bo to mój pomysł, z którego jestem dumny. Ale jest takich rzeczy znacznie więcej. Nagraliśmy dwie piosenki z Czesławem Mozilem do jego projektu „Czesław Mozil i Grajkowie Przyszłości”. Płyta otrzymała statuetkę Fryderyka, więc to dodatkowa radość dla nas. Członkowie dorosłej grupy wystąpili w najnowszej wersji filmu Znachor.

Są też działania wewnątrz zespołu. Jeździmy co roku na wyjazd zimowy w góry, gdzie dajemy koncert z lokalnym zespołem i korzystamy z zimowej aury. Pojawiamy się na festiwalach. W tym roku grupa dorosłych była we Włoszech, a jedna z grup młodzieżowych w Bułgarii. Jeździmy również po Polsce. Grupa dziecięca była na festiwalu w Łodzi. Dorosła na festiwalu w Zamościu. Ten rok obfitował w takie wyjazdy. Z trzech z nich wróciliśmy z nagrodami za pierwsze miejsce. 

Pruszków to idealne miejsce dla Piotra Grządkowskiego i jego żony

A największe sukcesy, które utkwiły Panu w pamięci?

- Odpowiem trochę przekornie, bo dla mnie największym sukcesem jest zawsze radość członków zespołu. Uśmiech dzieciaków, które wystąpią i dostają brawa. Czują się wyjątkowe i wyróżnione. Ten aplauz dla każdego artysty to największa nagroda. A ja naprawdę z radością patrzę, jak oni dumnie noszą nasze stroje, cieszą się tym, że są w Pruszkowiakach, występują, mają koncerty.

W czasach komputerów i smartfonów jest jeszcze wśród dzieci i młodzieży miejsce na tradycję ludową?

- Zdecydowanie tak. To jest tylko kwestia tego, gdzie ustalimy priorytety. My podchodzimy do naszej pracy profesjonalnie. Nie chcemy, żeby to było na zasadzie: zbierzmy się, załóżmy stroje i wystąpmy. Każdy strój ma być dobrze dobrany, zadbany, zgodny z tym, jak on wyglądał w regionie, a występ poprzedzony długimi ćwiczeniami. Tym zajmują się osoby, które wkładają w to całą pasję. I to przynosi efekty. Dzieciaki i dorośli to doceniają. Zawsze mówię, jeżeli chcesz rozpalić świat, to sam musisz płonąć.

Co Pana „kręci” w folklorze?

- Prawda. On nie jest sztuczny. Zawsze są w nim emocje. Czasami proste, bo teksty ludowe nie powstawały na uniwersytetach, ale wśród ludu, który czasami miał mądre przemyślenia, a innym razem głupawe i śmieszne. Ale to też jest w życiu potrzebne — śmiech. Ale zawsze folklor daje emocje prawdziwe, pełne radości i energii, obok których nie potrafię przejść obojętnie. To jest piękne.

Dziękuję za rozmowę i jeszcze raz gratuluję nagrody.

Zobacz także:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Link do Polityki prywatności: LINK

Komentarze

Reklama
Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się w powiecie piaseczyńskim.
Najciekawsze wiadomości z przegladregionalny.pl znajdziesz w Google News!
 
Reklama