Gdy Wisła Kraków rozgromiła na Stadionie Śląskim Ruch Chorzów aż 5:0, wszyscy łapali się za głowę. Jak to możliwe, że Znicz ograł w poprzedniej kolejce drużynę tak wysokiej klasy? Nie mniej jednak było to zwycięstwo zasłużone!

Stadion Znicza Gdynianom nie sprzyja
Do sobotniego starcia zespół Dawida Szwargi przystępował z pozycji wicelidera rozgrywek. W poprzedniej kolejce Arkowcy "tylko" zremisowali z Polonią Warszawa, która grała w dość okrojonym składzie. Goście do Pruszkowa przyjeżdżali z wielkimi ambicjami i nadziejami, choć obiekt "Znicza" Gdynianom nigdy nie sprzyjał.
Postraszyli po raz pierwszy
Pierwsze pięć minut należały do zespołu Arki. Gdynianie chcieli z pewnością zaprezentować publiczności swoją pewność siebie. Na odpowiedź Znicza nie musieliśmy czekać. Zespół Grzegorza Szoki zaszokował gości swoją ofensywą i podjętą rękawicą. Znicz już w 8. minucie miał szansę na bramkę z rzutu wolnego, ale zagrożenie zostało oddalone przez jednego z obrońców Arki. Fantastycznym rajdem popisał się 5. minut później Joao Oliveira, który oddał mocny strzał na bliższy słupek. Na szczęście Piotr Misztal skutecznie wybił futbolówkę za linię bramkową.
Bramkarz bez szans
Lewoskrzydłowy Szwajcar jeszcze raz zaskoczył bramkę Znicza. Tym razem w 20. minucie przeprowadził rajd lewą flanką, który zakończył uderzeniem na bramkę. Na nieszczęście gospodarzy, piłka odbiła się od nogi Filipa Kendzi i rykoszetem powędrowała do bramki. Piotr Misztal nie miał szans wyłapać piłki, która niespodziewanie zmieniła tor lotu.

Był gol, nie ma gola
Znicz po straconej bramce starał się przejąć inicjatywę. Do głosu dochodził Wiktor Nowak, Filip Kendzia czy Dominik Sokół, ale najlepsza sytuacja miała miejsce tuż przed gwizdkiem sędziego. Dośrodkowanie na prawą stronę Radka Majewskiego odbił główką Filip Kendzia. Piłka poszybowała w samo centrum pola karnego, gdzie bliski jej złapania był bramkarz Arki - Damian Węglarz. W tej samej chwili w golkipera wpadł zawodnik Znicza - Dominik Sokół, wobec czego wytrącona piłka wpadła do siatki. Sędzia początkowo uznał gola dla gospodarzy, by po interwencji VAR anulować trafienie.
Blisko wyrównania
Po przerwie optycznie dominowali goście z Gdyni. Gaprindaszwili próbował płaskim strzałem pokonać bramkarza, ale Misztal skutecznie wybronił uderzenie. W 59. minucie bliski uderzenia głowa na bramkę był Azatskyi, ale nieporozumienie w szeregach Arki spowodowało zamieszanie w polu karnym i nic z zakusów na bramkę Żółto-Czerwonych nie wynikło. Szansę na wyrównanie Pruszkowianie mieli w samej końcówce spotkania. W 89. minucie uderzenie głową Oskara Koprowskiego wybronił Damian Węglarz, a z dobitką nie trafił Adrian Kazimierczak.

"Mecz był dosyć zamknięty"
Na pomeczowej konferencji prasowej trener Grzegorz Szoka mówił przede wszystkim o grze swojego zespołu, która mogła się podobać:
- Chciałem podziękować kibicom, który którzy się pojawili w niezbyt ciepły dzień i wspierali nas przez cały mecz. W drugiej kolejności chciałbym podziękować drużynie, każdemu z zawodników, którzy walczyli, byli zaangażowani przez całe spotkanie i robili wszystko do ostatniego gwizdka, żeby ten mecz wygrać albo przynajmniej zremisować. Graliśmy z drużyną, która chce i robi wszystko, żeby awansować do ekstraklasy. Jest zespołem dobrze zorganizowanym z dobrymi jakościowo piłkarzami. Można powiedzieć, że dzisiaj też my jako zespół, chcieliśmy pokazać trochę inne oblicze. Przyjęliśmy bardzo proaktywny styl, chcieliśmy grać wysoko, nie spadać do niskiej obrony. Mecz był dosyć zamknięty, nie było zbyt wielu sytuacji, ani z jednej, ani z drugiej strony. Wydaje mi się, że w pierwszej połowie tak naprawdę my straciliśmy bramkę, po jednym błędzie w asekuracji z bocznego sektora i po rykoszecie. Sami nie mieliśmy zbyt wiele sytuacji, ale chyba przeciwnik nie był zadowolony z tego co się też działo, dlatego w przerwie zrobili dwie zmiany.
"Mieliśmy swoje okazje"
Nie brakowało także odniesień do zmarnowanych stuprocentowych okazji, które mogłyby odmienić losy sobotniego spotkania:
- W pierwszej części drugiej połowy, umiejętnie nas odsunęli od swojej połowy. Mieliśmy swoje okazje, przede wszystkim po stałych fragmentach gry. W pierwszej połowie chyba Filip Kędzia z szóstego metra uderzał głową, bez żadnego krycia w czystej sytuacji. W drugiej połowie mieliśmy bardzo groźny strzał Koprowskiego, który świetnie odbił Damian Węglarz i tam jeszcze dobijał Adrian Kazimierczak.

"Zasłużyliśmy przynajmniej na jeden punkt"
Znicz przede wszystkim nie zasłużył na porażkę. Bardzo dobra gra nie przyniosła jednak rezultatu w postaci punktów:
- Tak na gorąco bez analizy wydaje mi się, że zasłużyliśmy przynajmniej na jeden punkt, ale oczywiście musimy przyjąć wynik i pracować dalej. Mecz był dosyć specyficzny, bardzo taki bezpośredni. Jedna i druga drużyna chciała odbierać wysoko piłkę, co powodowało też wiele zagrań za linię obrony przeciwnika. Była energia, było dużo walki. Myślę, że momentami też oba zespoły próbowały grać w piłkę, ale koniec końców, padła jedna bramka i to dla przeciwnika, więc nie mogę ocenić go w tym momencie pozytywnie. Dużo jednak aspektów z naszej organizacji gry na te spotkania było realizowane.
Napisz komentarz
Komentarze